Kochani popkulturyści, nie zjadajmy się, dobrze...? |
W poprzedniej notce odniosłam się do tekstu Lidii Pustelnik z NaTemat.pl pt. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”. Podczas gdy na znany mi wycinek nerdowskiego/geekowskiego Internetu tekst zadziałał jak płachta na byka, ja stwierdziłam, że opisywany w nim odbiór kina jest mi w pewien sposób bliski. Pominęłam jednak wątki, których najczęściej czepiali się internetowi dyskutanci – w najbardziej chyba wyczerpującej formie przedstawiła je na swoim blogu Zwierz Popkulturalny – a mianowicie zarzuty seksizmu i nagannej wyższości wobec fanów popkulturowego kina. Dziś chciałabym wrócić na chwilkę do tych właśnie tematów.
Zatem
jeśli chodzi o zarzut seksizmu w tekście Pustelnik – cóż,
to, czy komuś w ogóle przeszkadzają stereotypy płciowe, to
kwestia światopoglądu. Przykładowo, ja osobiście źle reaguję
tylko na te, które są podawane w sposób pogardliwy, agresywny,
umniejszający przedstawiciela danej płci jako człowieka. Tu, na
tyle na ile rozumiem, mamy stereotyp poniekąd neutralno-pozytywny –
kobieta, według autorki artykułu, to istota subtelna, nieco
wyniosła, skłonna wybierać rozrywkę na dobrym poziomie;
stereotypowy mężczyzna to natomiast bezpretensjonalny nerd świetnie
bawiący się na filmach gatunkowych. Rozumiem, że ten obrazek może
budzić pewną irytację przez fakt, że często okazuje się po
prostu nieprawdziwy, bo wiele z nas w praktyce do takiego stereotypu
nie przystaje, ale co w tym obraźliwego?
Oczywiście,
tu znowu wchodzi kwestia światopoglądu, bo mogą
poczuć się urażeni płciowi konstruktywiści, dla
których niewłaściwe będzie podkreślanie jakiejkolwiek różnicy
między płciami poza trzeciorzędnymi fizjologicznymi. Rozumiem.
Ale zdajmy sobie jednak sprawę, że naprawdę nie wszyscy jesteśmy
konstruktywistami. Wielu ludzi nadal uważa, że płeć – i różnice
między płciami – to coś ważnego nie tylko w kwestii biologii i
chyba nie warto wyzywać ich od idiotów tylko dlatego, że działają
w innym paradygmacie.
Osobiście
jak najbardziej jestem w spektrum odbiorców ludycznej
superbohaterszczyzny czy kosmicznych nawalanek i nie wpasowuję się
przez to w schemat zastosowany przez autorkę, kojarzącą kobiecego
widza raczej z jakimś subtelnym, poetyckim filmem w kinie studyjnym.
Pomimo to, nie mam absolutnie nic
przeciwko temu unoszącemu się gdzieś przede mną w
myślosferze nieosiągalnemu ideałowi kobiecości, który
przypomina, by czasem choć spróbować wypracować w sobie odrobinę
stereotypowej subtelności i wyrafinowania. Wprost przeciwnie,
byłoby mi strasznie smutno, gdyby tego ideału nie było, albo gdyby
był identyczny dla kobiet i mężczyzn, i jakoś się cieszę, że
Pustelnik mi o nim przypomniała.
Ale
tu pojawia się zarzut drugi, dotyczący nastawienia autorki
artykułu do nerdów/geeków. Faktem jest, od insynuacji, że
jeśli lubi się filmy superbohaterskie, to jest to znak, że nie
jest się inteligentnym czy trzeźwo myślącym, może zrobić się
przykro. Powiedzmy sobie jednak szczerze – takie kulturowe wojenki
między zwolennikami poszczególnych dzieł czy nurtów (tu –
popkultury vs ambitnego mainstreamu), w których ciśnie się
zwolennikom opcji przeciwnej, to nic nowego i jeśli chce się brać
udział w dyskusji o kulturze, chyba warto się na to uodpornić.
Tu
problem dodatkowo polega jednak na tym, że autorka nie tylko beszta
pewną grupę dyskutantów, ale dodatkowo popełnia błąd rzeczowy.
Umknął jej mianowicie fakt, że popkultura coraz bardziej się z
tym wspomnianym wcześniej ambitnym mainstreamem miesza. Wiadomo
już nie tylko w branży, że filmami
i serialami gatunkowymi coraz częściej i wnikliwiej zajmują się
poważni badacze naukowi a powiązanie ich fabuł z rzeczywistością
społeczną jest tak silne, że sposób przedstawienia w nich
poszczególnych grup społeczeństwa staje się sprawą nieledwie
najważniejszą. Kwestia, czy rzeczywiście inteligentny odbiór
popkultury i wrażliwość na reprezentację wykluczonych grup w
sformatowanych marketingowo blockbusterach jest czymś równie
wartościowym, jak kontemplacja dzieł „wysokich” i moralnych
kwestii, jakie podnoszą, pozostaje (przynajmniej dla mnie) otwarta.
Tym niemniej, w obecnej sytuacji dużo bardziej chwiejnie, niż
choćby parę lat temu, gdy jeszcze się o tym wszystkim w Polsce
powszechnie nie mówiło, brzmi teza, że fani popkulturowych filmów
i seriali są mało inteligentni albo oderwani od rzeczywistości.
Autorka
z NaTemat.pl nie zauważyła też, że w ciągu ostatnich paru
lat kultura geekowska zaczęła być u nas po prostu modna. Te
„parę lat” to oczywiście karkołomna generalizacja, ale
powołuję się na opinie zacnych gości panelu pt. „Co fantastyka
traci przechodząc do mainstreamu?”, któremu gospodarzyłam na
Falkonie '2016. A co do mody na geekowską kulturę – kto bywa na
Pyrkonie, ten wie. Kto był ostatnio na dowolnym filmie
superbohaterskim i próbował później przyznać się w
towarzystwie, że go za bardzo nie wzięło, też wie. Osoba
zaprawiona w przekornym odbiorze kultury oczywiście wybrnie, ale
jednak intuicyjnie i tak czuje się, że to trochę poruta. Trochę
tak, jakby piętnaście lat temu przyznać się, że woli się różowy
pop od prog rocka. I to właśnie na filmowy pop – w żadnym
wypadku nie na lekceważenie go w czambuł i wynoszenie pod niebiosa
„kultury wysokiej” – najwygodniej się dziś, jeśli ktoś
lubi, snobować.
Na
tym polega chyba największy błąd dziennikarki z NaTemat.pl –
swój tekst napisała jako pewna siebie mainstreamowiczka
podśmiewająca się ciepło z niszowego zjawiska, a tu nagle okazało
się, że jest osobą o niemodnym i niecenionym (od niedawna) punkcie
widzenia, która usiłuje zadzierać z silnym i potrafiącym się
doskonale i agresywnie bronić mainstreamem.
Bo
to, jak łatwo przyszło oburzonym popkulturystom, w tym Zwierzowi,
przypisać autorce „Godzilli, Logana i innych...” głupotę czy
drańskość, to moim zdaniem kolejny czytelny dowód na to, że
staliśmy się, jako geekowie czy fantaści, kulturowym hegemonem,
który po dekadach niszowości i niedocenienia powstał w końcu z
kolan i który ma już prawo osądzać, co w kulturowej dyskusji
wolno, a co nie i kto (parafrazując Zwierza) siedzi w paskudnej,
ciemnej dziurze, a kto stąpa w słońcu.
Mnie
osobiście (pomimo atencji dla popkulturowej wiedzy dyskutantów, a
także – w wypadku Zwierza – mimo pewnej ciepłej,
przekraczającej różnice poglądowe sympatii dla jej
moralistycznego zacięcia i skłonności do patosu) trochę
rozdrażniło to autorytarne, świadome własnej przewagi
osądzenie przez fandomitów autorki z NaTemat.pl. Jakoś wolałam
tę skromną, bezpretensjonalną, nawet nieco zakompleksioną
niszowość, którą widywałam w fandomie – i w sobie samej –
jeszcze do niedawna.
Ktoś
powie, że flejm przeciwko tekstowi z NaTemat.pl wynikł nie z
uczucia przewagi, a z kwestii etycznych, z chęci poskromienia
bucerii. Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby ta lekka
geekosceptyczna wyższość autorki artykułu o „innych Kongach”
była w jakikolwiek sposób moralnie gorsza od wyższości, którą
wobec niej zamanifestowali internetowi polemiści – wyższości
konstruktywistów nad esencjalistką czy modnych geeków nad niemodną
geekosceptyczką. Wprost przeciwnie – polemiści byli od autorki
wspomnianego tekstu o niebo bardziej kostyczni i mniej przebierali w
słowach, co świadczy o nich mocno na minus.
Zresztą
w ogóle wydaje mi się, że każdy z nas, fanów i amatorskich (lub
nie) komentatorów kultury ma w sobie jakiegoś tam małego,
wewnętrznego snoba, który czasem się ujawnia – a to, czy
otoczenie temu snobkowi przyklaśnie, czy zmiesza go z błotem,
zależy od aktualnej mody. Pod względem moralnym natomiast, stawiam
taką nieśmiałą hipotezę, jesteśmy pod tym względem plus minus
po jednych pieniądzach. I stąd moja, równie nieśmiała, prośba –
może w takim razie spróbujmy nie wydrapywać sobie o to
nawzajem oczu? Nawet jeśli kulturowa moda wyposażyła chwilowo
nas, fantastów i popkulturystów, w argumentacyjne szpony godne
Wolverine'a.
Pustelnik, Lidia.
2017. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo
myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”.
NaTemat.pl.
(http://natemat.pl/203647,godzilla-logan-i-inne-kongi-czyli-jak-inteligentna-trzezwo-myslaca-kobieta-ma-przetrwac-na-filmie-dla-nerdow)
(data pobrania: 15 marca 2017)
„Głupoty, pierdoły
i inne idiotyzmy czyli jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta
ma
przeczytać artykuł na >NaTemat<”. 2017. Zwierz
popkulturalny.(http://zpopk.pl/glupoty-pierdoly-inne-idiotyzmy-czyli-inteligentna-trzezwo-myslaca-kobieta-przeczytac-artykul-natemat.html#ixzz4bcSjfFTq)
(data
pobrania:
17 marca 2017)
Przyznam się że po drugi m Pickardzie u Zwierza wzrok mi się rozmył i nie byłem w stanie podążać za jej plaśnięciami w czoło. Osobiście nie obchodzi mnie jak się komu coś podoba, chyba że jestem zmuszony tego wysłuchiwać. Każdy ma prawo do własnego zdania i odbioru. Dodatkowo rozróżnienie "kultury mainstream i geekowskiej coraz bardziej traci sens. Dość już, nie mam zamiaru się rozpisywać. Mogę tylko pokiwać głową na zacietrzewienie komentatorów.
OdpowiedzUsuńEwolucja czy rewolucja? Niektórzy sądzą, że mają na to wpływ. Zmiany nie są tak naprawdę losowe, są przeciwstawne. Może właściwej było by powiedzieć z uśmiechem to co na górze po czasie spada na dół.
OdpowiedzUsuńKtoś nie zauważył momentu przeważnia szal tej wirtualnej wagi.