Na
portalu NaTemat.pl ukazał się, zaledwie wczoraj, artykuł pt.
„Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”
autorstwa Lidii Pustelnik. Ukazał się zaledwie wczoraj i już,
widzę, zdążył pooburzać internautów – narzekają oni
mianowicie, że tekst jest seksistowski i pełen wyższości
wobec fanów popkultury, ale przy okazji pojawiają się też
zarzuty, że jest po prostu głupi, źle napisany i w ogóle nie ma
co zbierać.
A
dla mnie ma on jednak sporą wartość. Jeśli bowiem pominąć na
chwilę te najbardziej atakowane wątki, czyli „ech, głupiutcy
popkulturyści” i „ach, my, inteligentne kobiety”, to okaże
się, że tekst Lidii Pustelnik to po prostu propozycja
pewnego szczególnego sposobu odczytania tekstu kultury
w sytuacji, gdy tekst niespecjalnie nam się podoba, ale z
jakiegoś powodu jednak chcemy (lub musimy) mieć z nim styczność.
A
jakie to sytuacje? Na przykład takie, gdy – jak w przykładzie
podanym w artykule – chcemy towarzyszyć w poznawaniu danego tekstu
bliskiej nam osobie, choć nam akurat tekst niespecjalnie odpowiada
(co w tym złego?). Może być też tak, że tekst musimy poznać z
powodów zawodowych (ale nie na tyle poważnych, by nie móc trochę
się „wyłączyć” albo odczytać go po swojemu). Może być tak,
że tekst jest w danym momencie bardzo modny, a my nie chcemy
pozostać w tyle w dyskusji (co w tym złego?). A może być i tak,
że w ogóle nie lubimy albo nie rozumiemy kina (woląc np. książki,
muzykę, interakcje), ale nie chcemy się zamykać na całą jedną
dziedzinę ludzkiego dorobku, więc zmuszamy się do obejrzenia
czegoś od czasu do czasu metodą oporową. Albo czujemy się
nieprzystosowani do aktualnych trendów kulturowych bo np. wyznajemy
inne wartości, niż te mainstreamowe, i na cokolwiek byśmy do tego
kina nie poszli, zawsze będziemy oglądać trochę przez palce, bez
stuprocentowego przekonania.
Co
radzi nam w takich sytuacjach autorka? Mamy kilka strategii, nie
wszystkie da się stosować jednocześnie:
(1)
Możemy „wyłączyć się” na fabułę – która nam nie
odpowiada gatunkowo, której nie rozumiemy albo jest sprzeczna z
czymś tam, co mamy w sobie – i skupić się na bardziej dla nas
atrakcyjnych walorach pozafabularnych, np. na stronie wizualnej
filmu.
(2)
Możemy skupiać się na fabule, ale wybiórczo, ignorując
nieakceptowalną lub nieogarnialną dla nas całość i wyszukując
wątki, które nas zainteresują, przemówią do naszych emocji,
będą w jakiś sposób „nasze”.
(3)
Jeśli dany film jest dla nas nie do przyjęcia jako twór
artystyczny, możemy użyć tego, co widzimy, by osiągnąć jakiś
pożytek w innych dziedzinach życia, niż odbiór sztuki – np.
wypatrując ładnych kadrów na tapetę do komputera albo
pożytecznych lekcji życiowych, takich jak ta o zachowaniu schludnej
fryzury nawet w sytuacjach kryzysowych.
(4)
Możemy odnieść oglądane, obce nam, treści do tego, co nie jest
nam obce, co lubimy, co nas obchodzi – np. do bardziej cenionych
przez nas tekstów kultury albo do własnego życia.
I
ja osobiście uważam te strategie – w moim własnym życiu
kulturowym – za całkiem fajne i potrzebne. Nie jestem zdecydowanie
zwierzęciem kinowym, ale z
powodów wizualnych, ogólnokulturowych i międzyludzkich, a także z
powodu miłości do fabuł jako takich, absolutnie nie widzę sensu
rezygnacji z oglądania filmów
ani dyskusji czy nawet – tak! – amatorskiego pisania o nich,
tak więc, w jakiejś tam łagodnej i wybiórczej formie, miałam
okazję wypróbować chyba każdą z powyższych strategii, i chyba z każdego z podanych wcześniej powodów.
Nie
jestem też pewna, czy przypadkiem nie stosuję tych strategii
również do innych tekstów kultury, np. do niektórych książek. I
czy przypadkiem nie są one jakimś elementem metodologii tego bloga.
Jak sobie przypomnę, że „Dzikie historie”
to nie był dla mnie film o gniewie, a o tym, że fajnie być
inżynierem i precyzyjnie wysadzać nielubiane budynki, „Sindbada”
Krúdyego
używałam jako babskiego poradnika, a w bieżącej lekturze zbioru
Le Guin temat oświetlenia i temperatury przesłania mi ważniejsze
kwestie fabularne i społeczne, to myślę sobie, że chyba czasem uciekam
przed całą kulturą jako taką bardziej, niż modelowa czytelniczka
tekstu Lidii Pustelnik przed samą jedną popkulturą.
Krótko
mówiąc – mam
bardzo podobnie, jak autorka tego tekstu, więc jeśli planujecie
dalej kogoś obsztorcować, to już nie ją jedną, a nas dwie.
A z zarzutami seksizmu i wywyższania pod jej adresem też mi coś
intuicyjnie nie gra, ale to już nie tym razem, jeśli w ogóle którymśkolwiek, bo ileż można flejmić.
Pustelnik,
Lidia. 2015. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna,
trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”.
NaTemat.pl.
(http://natemat.pl/203647,godzilla-logan-i-inne-kongi-czyli-jak-inteligentna-trzezwo-myslaca-kobieta-ma-przetrwac-na-filmie-dla-nerdow)
(data pobrania: 15 marca 2017)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz