poniedziałek, 24 września 2018

Nostalgia ocali świat? (Krzysztof Varga, „Chłopaki nie płaczą”)



Kolejna książka na fali nadrabiania polskiego głównego nurtu. Niestety, „Chłopaki nie płaczą” Vargi wydaje się potwierdzać negatywne stereotypy, jakie wielbiciele fantastyki i innych powieści „z akcją” mają o mainstreamie. Jak podsumowuje ją Andrzej Stasiuk w blurbie, jest to książka „[g]łównie o piciu i spędzaniu czasu”.


Stasiuk pisze to w sensie pozytywnym, chwaląc styl i sugestywność opowieści, ale stereotyp jednak się potwierdza. Powieść Vargi to nieustrukturyzowany, ewidentnie mocno biografizujący strumień świadomości, opowiadający o alkoholowych, gastronomicznych, imprezowych, erotycznych, samochodowych, kempingowych, muzycznych i niekiedy intelektualnych przygodach grupki przedstawicieli polskiej kontrkultury z lat 80-tych i 90-tych.


Skoro Stasiuk docenia, to pewnie można znaleźć tam to i owo. Wielbiciele autorskiej wyobraźni, ciekawych sensorycznie obrazów, dążących dokądkolwiek fabuł czy eksploracji inności (w sensie czegokolwiek dziejącego się poza obrębem głowy autora wewnętrznego, ewentualnie jego znajomych) nie znajdą tu jednak, jak łatwo się domyślić, paliwa dla swoich fascynacji.


Stasiuk we wspomnianym blurbie zachwala, że „Chłopaki nie płaczą” cechują się dobrej jakości chuligańsko-balladową stylistyką. Muniek Staszczyk, w drugim blurbie, docenia powieść za pokoleniowość i odmalowanie ówczesnej Warszawy.


Co do tego pierwszego – OK. Wprawdzie powieść Vargi wywołała we mnie wrażenie, jakie miewają niektórzy odbiorcy sztuki współczesnej – na zasadzie „takie coś napisać to i ja potrafię” – ale w sumie napisać o tym, że się piło albo pojechało na wycieczkę do domków letniskowych też przecież trzeba umieć, prawda? Żeby wątki się domykały, stylistyka nie zgrzytała, a czasami i jakieś nawiązanie kulturowe wpadło. W ilu pijackich opowieściach, których mieliście okazję wysłuchać, jednak brakowało tego „czegoś”, pointa była od czapy a ostateczny efekt – zepsuty jakimś zbyt często powtarzanym powiedzonkiem opowiadającego? A tu – wszystko ładnie i składnie. Więc chyba tego Vargę docenić trzeba. Prawda...?


Co do drugiej laudacji, tej Muńka Staszczyka – przypuszczam, że pokoleniowość tej powieści docenią czytelnicy nastawieni socjologicznie, ewentualnie ci, którym pokolenie młodych dorosłych z owej epoki z jakiegoś powodu leży na sercu. Mnie nasuwa się w tym temacie jeden wniosek – powieść brzydko zestarzała się pod względem etyki, a konkretnie obyczajów miłosnych i gastronomicznych. „Chłopaki nie płaczą” to kolejny przykład na to, że atrakcyjność grzechu ma krótką datę ważności. W czasie powstawania książki opisy objadania się – przy okazji wszelakich grilli i domówek – dużymi ilościami tłustego mięsa, czy też obcowania z dużą liczbą przypadkowo poznanych kobiet, zazwyczaj traktowanych przedmiotowo i obdarzanych obraźliwymi komentarzami – musiały wydawać się w jakiś sposób atrakcyjne. 


Obecnie w negatywnej ocenie takich poczynań bohaterów spotyka się etyka chrześcijańska (swoją drogą, temat grzechu obżarstwa jakoś nam ostatnio umyka) i bardziej doraźne trendy na bycie fit czy antyseksizm i hiperkonsensualność. Teoretycznie, „Chłopaki nie płaczą” nie powinna się obecnie podobać absolutnie nikomu. Ciekawe, czego my, obywatele tej dekady, będziemy się na podobnej zasadzie wstydzić w swoim zachowaniu, gdy znów pozmieniają się obyczajowe tendencje.


Z internetowych recenzji wynika, że ludzie zazwyczaj czytają „Chłopaki nie płaczą” jako lekką powieść rozrywkową. Cóż, jako odmóżdżacz czy guilty pleasure faktycznie może się dla niektórych czytelników sprawdzić. Tropiciele piękna czy duchowej pożywki mogą odczuć większy niedosyt. Chociaż jest w powieści Vargi jeden motyw, gdzie prześwituje jakiś tam promyk światła, jakaś metafizyka: tam, gdzie narrator, wspominając wybryki młodości, rzuca uwagi – jak w „Filandii” Świetlickiego – że takich imprez czy pomysłów już nie będzie, że to wszystko już na zawsze minęło. Ten motyw musiał być jakoś odautorsko ważny dla całości książki, bo przecież odwołuje się do niego sam jej tytuł.


I chociaż to, co narrator tak nostalgicznie wspomina, jest, jak pisałam, nierzadko obrzydliwe, to samo to uczucie tęsknoty wydaje się jakoś zaskakująco czyste, piękniejsze od całej reszty. Mam intuicję, na niwie literackiej mocno napędzaną Tolkienem, że jak człowiek zaczyna tęsknić i nie wie do końca, za czym, to może go to wywieść w dość niespodziewane – i niespodziewanie dobre – rejony. I to właśnie, ta niesprecyzowana tęsknota, trochę to Varga-versum w moich oczach ratuje.


Varga, Krzysztof. 1998. Chłopaki nie płaczą. Warszawa: Lampa i Iskra Boża.