środa, 23 grudnia 2015

„Smok” Bagińskiego i kobiety



30 listopada miał premierę krótkometrażowy filmik fantastyczny pt. Smok w reżyserii Tomasza Bagińskiego. Kto jeszcze nie miał okazji, może go sobie zobaczyć tutaj – dajcie szansę, to tylko 13 minut, będziecie wiedzieli, o czym piszę. Tym bardziej, że sadzę w tej notce spoiler za spoilerem.


Cóż mogę powiedzieć? Fajny statek i sympatyczne roboty, fabuła prościutka, gdzieniegdzie jakby niedopracowana, a gdzieniegdzie okraszona kuriozalnymi pomysłami. Generalnie, filmik spłynąłby po mnie jak woda po kaczce, gdyby nie to, że Łaku w fejsowym wpisie wywołał temat sposobu przedstawienia w Smoku postaci kobiecych. Wpis jest w statusie dla znajomych, cytuję za zgodą autora:


Obejrzałem "Smoka", Bagiński dostarcza sporo zabawy. Nawet nie wiem czy nad takim pół serio szortem pochylać się z jakimiś serjaśnymi uwagami ale leży sposób prezentowania kobiecych postaci - albo są przechwytywaną nagrodą dla obu stron, albo nadtroskliwą i nie do końca zorientowaną mamą protagonisty. Bo i po co pokazywać że się pogrywa z legendą i z smoka robi terroryste w wunderwaffe skoro tak naprawdę się z nią nie pogrywa. Razi zwłaszcza ta inspiracja "Ghost in the Shell", gdzie przecież (chyba w serialu), pada bardzo fajne pytanie do głównej bohaterki-cyborga spod znaku - możesz mieć każde ciało, dlaczego zostałaś przy kobiecym? A tutaj mamy sprowadzenie całości do high-techowej owcy wypchanej siarką i smołą. (…)
(Łaku na swym profilu na Facebooku, 30.11.2015r.)


Ghost in the Shell nie oglądałam wygląda na to, że rzeczywiście Bagiński zepsuł ciekawy intertekstualny motyw i strywializował, sądząc po przytoczonym zdaniu, fajny sposób spojrzenia na kobiecość. Co do pozostałych rzeczy, to poczułam się na tyle zaintrygowana, że obejrzałam Smoka jeszcze raz, skupiając się właśnie na wizerunku kobiet. Poniżej subiektywne wnioski. Ton lekko polemiczny nie odnosi się do wpisu Łaka (któremu jestem generalnie wdzięczna za inspirację do zabawy w taką analizę i zapodanie motywu z Ghost in the Shell), ale wynika z mojego ogólnie przekornego nastawienia do tematu przedstawiania kobiet w kulturze.


Rzeczywiście, sporo (chociaż nie wszystkie – o tym za chwilę) scen ze Smoka z udziałem kobiet pokazuje bohaterki stereotypowo: kobieta bajerowana przez mężczyznę, bezwolnie przezeń uprowadzona, czy też naiwnie zatroskana o swoje dziecko. Mam jednak wrażenie, że stereotypizacji poddane są w tym filmie wszystkie postaci. Stereotypowo, przy użyciu wyświechtanych klisz pokazani są mężczyźni (macho – Kamczatkow, rycerz na białym koniu – Janek), przedstawiciele władz (oczywiście nieskuteczni i biorący łapówki), dziennikarze (koniecznie wścibscy i zadające debilne pytania), paneliści w TV (wiadomo, nic mądrego nie powiedzą, tylko się pokłócą), Rosjanie (Kamczatkow jako muzykalny brutal-romantyk), czy krakowianie (ich główną motywacją, by w ogóle wyjść z domu, jest zakup precli, vide 7:10). Taki sposób pokazania postaci jest strasznie dziwny, bo sugerowałby, że Smok to jakaś komedia charakterów, co jest nieprawdą, bo to przecież film(ik) akcji i komediowo przerysowani bohaterowie gryzą się z konwencją. Zamiast śmiesznie, jest zatem kuriozalnie, a dla widzów wrażliwych na stereotypy – potencjalnie krzywdząco.


To, że w kwestii stereotypów kobiety nie są, moim zdaniem, przedstawione w Smoku gorzej od innych grup bohaterów, nie znaczy, że nie ma w filmie scen, gdzie żeńskie bohaterki są źle traktowane. Niektóre momenty wywołały na mnie naprawdę przykre wrażenie. Zrobiło mi się niemiło, kiedy Kamczatkow pogardliwie wziął pod brodę Olę, gdy ta próbowała go atakować (6:25). Komentarz z Internetu z 7:10 o tym, że porwanym dziewczynom się należało, to chamski victim blaming, a rada, by kobiety nie wychodziły w ogóle z domów, by ustrzec się porwania – protekcjonalność i niemiłe ograniczenie wolności. Co prawda nie rozumiem feministycznego hejtu na komplementowanie kobiet, nawet w sytuacjach nieadekwatnych, ale telewizyjny komentarz z 11:51 na temat dopiero co wyswobodzonych ofiar porwania, informujący, że „wyglądają ślicznie” zrobił na mnie dość mroczne wrażenie: naprawdę, w sytuacji potencjalnego zagrożenia życia ważniejsze są inne rzeczy. A następujące zaraz potem pytanie dziennikarza do jednej z ofiar (11:52), czy Kamczatkow był „oziębły” i miał „nieświeży oddech”, to już w ogóle mrok. Wprawdzie wszelakie przesłanki wskazują na to, że Smok nie dopuszczał się na swoich więźniarkach żadnych aktów przemocy, w tym seksualnej (nie ma takich scen w filmie a dziewczyny po wyjściu z niewoli nie wyglądają na straumatyzowane), jednak skoro dziennikarz tak pyta, to zapewne sam uznaje, że przemoc seksualna jednak była, a w takim przypadku są to dość ohydne żarty.


W tym momencie nasuwa mi się jednak pytanie – i co z tego, że źle się czuję, oglądając te sceny? Na pewno te ordynarne zachowania bohaterów świadczą jakoś o nich samych i przyczyniają się do ich charakterystyki – możemy sklasyfikować internautów ze Smoka jako prymitywów, a dziennikarza – jako pozbawionego empatii idiotę. O samych bohaterkach-kobietach te akurat momenty filmu mówią niewiele. Osoba wierząca w to, że poprzez teksty kultury można i należy wychowywać społeczeństwo, może tu rzeczywiście znaleźć garść niewychowawczych przykładów. Ja akurat w tę wychowawczą rolę nie wierzę, więc powyższe swoje wrażenia odbieram po prostu na zasadzie „OK, ten utwór wywołał we mnie takie i takie emocje”.


Zresztą nawet jeśli by potraktować sztukę filmową jako potencjalny oręż do walki z nierównością płci, to Smok nie pokazuje kobiet wyłącznie jako słabych, biernych dam w opałach. OK, główne wątki – porwanie głównej bohaterki, dziewczyny więzione przez Kamczatkowa czy kobieta-cyborg, która nic nie robi – rzeczywiście pokazują kobiety jako postaci pasywne. Ale jest też sporo motywów, gdzie zaakcentowana jest siła kobiet i ich status równy męskiemu.


Rozumiem, na ten przykład, że postać mamy Janka nie kojarzy się z emancypacją, bo to taka stereotypowa mama. Z drugiej jednak strony, ma ona przemożny wpływ na syna (funkcja „Kontrola rodzicielska” w komputerze; telefon podczas akcji z cyborgiem), więc nawet jeśli jest stereotypowa, to jednak jednocześnie silna i mająca kontrolę.


Poza tym, kobiece bohaterki Smoka nie są ciągle sztampowo słodkie i miłe – są w filmie sceny, gdzie okazują złość, używają mocnego języka, a nawet przemocy: Ola, która ostatecznie daje się udobruchać, ale jednak reaguje gniewem, kiedy Janek ją filmuje (1:26); internautka Kasia Kowalskia [sic!] z 5:46, ucinająca seksistowskie komentarze na temat porwanych dziewczyn słowami „Co ty p******lisz gościu?!”, znów Ola, rzucająca się z pięściami na Kamczatkowa (6:25), czy też jedna z uwięzionych dziewczyn fizycznie atakująca wścibskiego dziennikarza (11:53).


Szczególnie ciekawa jest postać panelistki z telewizyjnej debaty (3:59). Już przez sam fakt, że w takim panelu bierze udział kobieta, robi się bardziej równościowo, niż w realu, gdzie często słychać narzekania, że do programów politycznych są zapraszani praktycznie tylko politycy-mężczyźni. A w Smoku kobieta-panelistka nie dość, że jest, to jeszcze wykazuje się największą stanowczością: po jakimś czasie niemrawej pogawędki na wizji, to ona nadaje ton, pytając surowo: „Jak można dogadać się z gangsterem?” (4:12), a kiedy pozostali rozmówcy – mężczyźni – nadal nie wykazują chęci do konstruktywnej dyskusji, energicznie opuszcza studio (4:26).


Wątek romantyczno-ratunkowy między Jankiem a Olą istotnie jest stereotypowy, ale Ola wykazuje inicjatywę, sama przysiadając się do Janka w 12:24 i dopominając o obiecane kino. Poza tym na początku filmu (1:05) widzimy ją, jak gra w kosza w mieszanym składzie, więc można wnioskować, że i krzepę fizyczną ma nie gorszą od facetów.


Co do równouprawnienia obyczajowego, to warto zauważyć, że dwuznaczne fotki robi w Smoku nie tylko bohater męski bohaterce żeńskiej (Janek fotografujący Olę), ale i bohaterka żeńska bohaterom męskim (Pinky Dragonetta robiąca zdjęcia skaterom w 1:00). W tej kwestii jest więc jeden do jednego. Przyznam się, że sama nie wiem, co w kwestii obyczajowości myśleć o fascynacji Kamczatkowem, jaką przejawia Pinky Dragonetta i internautka Dominica (ta ostatnia w bardzo bezpośredni sposób, słowami „Bierz mnie, Smoku!!!” w 7:09). Bo z jednej strony jest to takie wiernopoddańcze i tak naprawdę stereotypowe, ale z drugiej – no, mówią jednak dziewczyny, czego chcą, prawda?


A, no i nie żeby akurat mnie te wszystkie powyższe rzeczy, jako odbiorczynię, ziębiły czy grzały – pozbierałam je tylko po to, by pokazać, że bohaterki Smoka to jednak nie stuprocentowe ciepłe kluchy i pewne cechy stockowej Silnej Postaci Kobiecej można u nich znaleźć.


A część z przedstawień kobiet i tematów okołokobiecych w Smoku, pomimo pewnej kontrowersyjności, po prostu mi się spodobała. To cukierkowe, przerysowane zauroczenie Oli i Janka, z tymi ich uśmiechami i zacukaniem, oglądało mi się uroczo, wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo jest zapewne od czapy psychologicznie (no bo kto się jeszcze dzisiaj potrafi tak cieszyć drugą osobą i się tego nie wstydzić, no kto?). Nie ruszył mnie negatywnie motyw z filmowaniem i to, że Ola uznała je za komplement – ostatecznie, chodziło o zupełnie jawną sytuację w miejscu publicznym a Janek nie miał złych zamiarów. I motyw z mamą cieszącą się, że syn ogląda zdjęcia (ubranych!) dziewczyn a nie robotów, choć głupawy i moralnie wątpliwy, też ma jeden pozytywny aspekt. Przecież samotność i ucieczka w technologię to też poważny problem społeczny. Może mama Janka, przypominając synowi w taki, nieco koszarowy sposób, że ludzie są jednak ważniejsi niż przedmioty, przed czymś – na przykład taką właśnie samotnością i ucieczką – go uratowała?


Podsumowując, wrażenia co do wizerunku kobiet w Smoku mam mieszane, ale bardziej pozytywne, niż negatywne. Pewnie częściowo powodem są moje osobiste popkulturowe preferencje – niespecjalnie rusza mnie kult silnych bohaterek i odwracania tradycyjnych ról genderowych wszędzie, gdzie się da. Ale nawet pomijając to, myślę że taki właśnie sposób przedstawienia kobiet – zresztą, po dokładniejszym przyjrzeniu się, nie taki jednoznacznie stereotypowy – po prostu pasuje do stylistyki filmu i – szerzej – cyklu Legendy polskie. Po obejrzeniu drugiego filmu z cyklu – Twardowskyego – zdałam sobie sprawę, że przaśność, która wychodziła tu i ówdzie w kreacji postaci kobiecych w Smoku, to – stety bądź niestety – klamra kompozycyjna obu filmów. W Smoku mamy przaśnie przedstawione i przaśnie traktowane kobiety, a w Twardowskym główny bohater urządza w statku kosmicznym ołtarzyk z kibolskimi gadżetami i wykazuje się stereotypowo polskim cwaniactwem i niesubordynacją. Może zatem klisze w przedstawianiu i traktowaniu kobiet, w jakie na pierwszy rzut oka obfituje Smok, można odczytać również na zasadzie satyry na seksizm jako jeszcze jedną naszą narodową przywarę?




P.S. W grudniowym Regularniku Drugiej Ery moja recenzja Antipolis Tomasza Fijałkowskiego, a konkretnie m.in. dlaczego Antipolis jest fajną opowieścią o apokalipsie (bo są tam kawiarenki i kamieniczki) a Mad Max niefajną (bo brudno, obskurnie i dużo rdzy). Innymi słowy, porcelana level hard. Zapraszam!