sobota, 7 listopada 2020

Romans dla nikogo (Stanisław Lem, „Powrót z gwiazd”)

Zawsze chciałam przeczytać Powrót z gwiazd Lema ze względu na wątek romantyczny. Gdy w końcu to nastąpiło, trochę mnie ów wątek rozczarował, współcześnie jest lekko niestrawny. Nie zawiodły mnie natomiast Lemowskie obserwacje obyczajowe i futurologia.

 


Nie dziwi mnie, że Lem nie przewidział LGBT, ale mógł przewidzieć, że rozpasani ludzie przyszłości będą np. chcieli niekiedy spędzać czas inaczej, niż ich partnerzy.

Ten blog to istne cmentarzysko zawiedzionych oczekiwań czytelniczych. Jak być może wiecie1, jedną z rzeczy, które swego czasu najbardziej lubiłam i których usilnie szukałam w prozie Stanisława Lema, są – dość skąpo w tych książkach rozsiane – wątki romantyczno-miłosne, dosłowne lub wyinterpretowane. Moją pierwszą lemowską fascynacją był Solaris, później nadinterpretowałam sobie Fiasko, bo mi się kojarzyło romansowo, z zapałem chłonęłam też tło uczuciowo-obyczajowe Cyberiady. Od dawna wiedziałam, że prawdziwą perłą w koronie, jeśli chodzi o miłosnego Lema, jest jednak Powrót z gwiazd. Niedawno w końcu nadarzyła się okazja i książkę przeczytałam. No i – po raz kolejny nie znalazłam tego, czego szukałam, znalazłam natomiast inne rzeczy.


Z GWIAZD W DAMSKIE RAMIONA

Uściślając – nie znalazłam w tej książce romantycznych wrażeń, które spodziewałam się przeżyć, bo wątki romansowe tam oczywiście są. Powrót z gwiazd to generalnie książka obyczajowa: główny bohater, Hal Bregg, wraca z dalekiej i niebezpiecznej ekspedycji kosmicznej, podczas której, wskutek paradoksu czasowego, dla załogi minęło niewiele czasu, gdy tymczasem na Ziemi upłynęło ponad sto lat. Bregg trafia więc do świata, w którym pod jego nieobecność nastąpiły ogromne zmiany techniczne i kulturowe. Wraz z czytelnikiem poznaje codzienność życia w futurystycznej rzeczywistości oraz próbuje nadrobić relacje międzyludzkie. A że jego krewni i przyjaciele już dawno nie żyją, to – jak mówi mu pewien sędziwy doktor – któż mu pozostał, jak nie kobiety?


MĘSKIE EMOCJE

Mamy zatem szereg (niezłożony z przesadnie wielu elementów) perypetii, jakie spotykają Bregga na drodze do znalezienia osoby, z którą będzie mógł się zrozumieć, założyć wspólne ognisko domowe, i w której ramionach będzie mógł znaleźć odrobinę ciepła. Są tu obrazki typowo obyczajowe – smakowicie okraszone futurologicznymi wizjami rozwoju owej ludzkiej obyczajowości, uczuciowości, czy instytucji związku i małżeństwa – są też (słownie) dwie sceny miłosne oraz dużo liczniejsze obrazy męskiej emocjonalności i kierujących męskim bohaterem związkowych motywacji.


No i tak, gdy za młodu rozpoczynałam swój quest w poszukiwaniu romantyzmu u Lema, pewnie w pierwszej kolejności zaciekawiłby i ujął mnie ten ostatni wątek. I trzeba przyznać, że rozterki Bregga, jego zagubienie, całkiem rozsądne pragnienia i wysiłki na rzecz ich sublimacji, a chwilami też niemalże uczuciowy szał – są przedstawione w sposób sugestywny, a z drugiej strony przyjemnie subtelny. To wszystko działa na czytelnicze emocje, a dla niektórych czytelniczek spośród tych, którym zdarza się durzyć w bohaterach literackich, intelektualizujący gwiezdny twardziel z sercem na wierzchu i (lekko się tylko niekiedy naddającymi) zasadami może jawić się wręcz jako „chłopak do zakochania”.


CZARNA POLEWKA W WERSJI HIGH TECH

Powyższe nastawienie jest mi dobrze znane, ale sama jako czytelniczka absolutnie nie jestem na tym etapie. Na wątki romantyczne w Powrocie z gwiazd patrzyłam więc z zainteresowaniem, ale nie tyle emocjami, co obyczajami i wartościami. W kwestii obyczajów na pewno zajmujący jest wspomniany rys futurologiczny. Przykładem jest słynna, jesli chodzi o tę książkę, koncepcja betryzacji – rodzaju antyprzemocowej emocjonalnej kastracji ludzkości – która znacznie wpływa też na relacje międzypłciowe. Inny przykład to błyskotliwy i bardzo zabawny motyw brytu – biotechnologicznej czarnej polewki podawanej przez kobiety absztyfikantom, których chciały trzymać na dystans.


ROMANS NIESTRAWNY DLA NIKOGO

Co do sfery wartości związanej z relacjami miłosnymi, poczułam się podczas lektury Powrotu z gwiazd zagubiona i wyobcowana – i zastanawiam się, czy którykolwiek ze współczesnych czytelników się tak nie czuje. Lemowska wizja miłości i małżeństwa w przyszłości nie wydaje się bowiem, przynajmniej na dzisiejszy stan literatury, ani szczególnie odkrywcza, ani futurologicznie trafiona, ani – atrakcyjna.


Z jednej strony mamy tu, dość stereotypowo, spore rozluźnienie obyczajów, ludyczne nastawienie i brak wzmianek o religijnej czy innej „uwznioślającej” nadbudowie miłości i małżeństwa. Z drugiej strony jest to wizja w dużej mierze mieszczańska i konserwatywna. Bohaterowie grzecznie drepczą do futurystycznych urzędasów, by legalizować swoje luźne i krótkotrwałe związki, a w miejscach publicznych, np. przybytkach rozrywki, pojawiają się karnie w heteroseksualnych parach. Nie dziwi mnie tu bynajmniej, że Lem w latach 60-tych nie przewidział ekspansji kultury LGBT czy poliamorii, bo kto to mógł przewidzieć. Ciekawi mnie jednak, że nie przyszło mu do głowy, że rozpasani ludzie przyszłości mogą np. chcieć spędzać wolny czas w inny sposób i w innych miejscach, niż ich partnerzy. Podsumowując wszystko powyższe – nie wiem, czy ktokolwiek z nas współczesnych, niezależnie od poglądów, chciałby żyć w czymś takim.


BOHATER WIERNY, LECZ NARWANY

Ta etyczna ambiwalentność tyczy się też – mimo innych wspomnianych pozytywnych emocji, które może wzbudzać protagonista Powrotu z gwiazdpodejścia Bregga do miłości i związków. Osoby lubiące obyczajowość chrześcijańską i/lub zachowawczo romantyczne mogą być jeszcze ewentualnie mile zaskoczone pragnieniem Bregga, by wejść w związek, który – wbrew trendom na nowej Ziemi – przetrwa całe życie. Z drugiej jednak strony nie tylko czytelnicy lewicowi mogą być współcześnie lekko etycznie zszokowani dość maczystowskim niekiedy poczynaniem sobie bohatera z płcią przeciwną (niechęć połączona z pożądaniem wobec Aen; niejednoznacznie konsensualny początek znajomości z Eri), czy też gwałtownością jego miłosnych afektów. Niezależnie od światopoglądu, obecnie jesteśmy chyba bardziej zbetryzowani, niż protagonista Powrotu z gwiazd i z jego działaniami często trudno się identyfikować a niekiedy mogą one nawet budzić sprzeciw.


NIEZNANE PROROCTWO LEMA!

Tak to u mnie wygląda. Nie powzruszałam się tyle, ile chciałam, niestety. Na szczęście jednak lektura była przyjemna z innych powodów. Głównie dzięki wspomnianej futurologii: nie tylko wizja przyszłej obyczajowości, ale i techniki, mody, architektury czy struktury społecznej, choć nie zawsze trafiona, została przez Lema w Powrocie z gwiazd oddana ciekawie. Działa to wszystko na wyobraźnię wizualną (jakież psychodeliczne wizje on tam niekiedy roztacza – uczta dla wewnętrznych oczu!), daje do myślenia (również w tych miejscach, gdzie autor się pomylił – można dywagować, gdzie się podziały te wszystkie bogactwa, blichtr i powszechne bezpieczeństwo, które nam, ludziom przyszłości, miało przyjść w udziale?) a w kilku miejscach jednak zaskakuje trafnością. Bo Lem przewidział w tej książce nie tylko ten nieszczęsny opton, który wszyscy tak wałkują, ale na przykład również to:


Podała mi wysoki stożek z rurką, mienił się jak rubin, ale był miękki, jakbym dotykał mszystej skórki owocu. (...) Płyn miał smak nieznanych, świeżych owoców, z malutkimi grudkami, które niespodziewanie i zabawnie rozpryskiwały się na języku.2


I co, spodziewaliście się czegoś takiego, hipsterzy?


---

Stanisław Lem, Powrót z gwiazd, Warszawa 2008: Biblioteka Gazety Wyborczej.

 

Obrazek: zmodyfikowana przez autorkę ilustracja Clker-Free-Vector-Images z Pixabay

1 Jeśli np. czytaliście notkę o „Fiasku” lub słuchaliście naszych paneli lemowskich na tegorocznym festiwalu Cytadela (dostępne tutaj i tutaj).

2 S. Lem, Powrót z gwiazd, Warszawa 2008: Biblioteka Gazety Wyborczej, s. 93. Dziękuję Ziucie za powiązanie tego fragmentu powieści i piosenki!