czwartek, 16 marca 2017

Godzilla, Logan i filmowa acedia



Na portalu NaTemat.pl ukazał się, zaledwie wczoraj, artykuł pt. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<” autorstwa Lidii Pustelnik. Ukazał się zaledwie wczoraj i już, widzę, zdążył pooburzać internautów – narzekają oni mianowicie, że tekst jest seksistowski i pełen wyższości wobec fanów popkultury, ale przy okazji pojawiają się też zarzuty, że jest po prostu głupi, źle napisany i w ogóle nie ma co zbierać.


A dla mnie ma on jednak sporą wartość. Jeśli bowiem pominąć na chwilę te najbardziej atakowane wątki, czyli „ech, głupiutcy popkulturyści” i „ach, my, inteligentne kobiety”, to okaże się, że tekst Lidii Pustelnik to po prostu propozycja pewnego szczególnego sposobu odczytania tekstu kultury w sytuacji, gdy tekst niespecjalnie nam się podoba, ale z jakiegoś powodu jednak chcemy (lub musimy) mieć z nim styczność.


A jakie to sytuacje? Na przykład takie, gdy – jak w przykładzie podanym w artykule – chcemy towarzyszyć w poznawaniu danego tekstu bliskiej nam osobie, choć nam akurat tekst niespecjalnie odpowiada (co w tym złego?). Może być też tak, że tekst musimy poznać z powodów zawodowych (ale nie na tyle poważnych, by nie móc trochę się „wyłączyć” albo odczytać go po swojemu). Może być tak, że tekst jest w danym momencie bardzo modny, a my nie chcemy pozostać w tyle w dyskusji (co w tym złego?). A może być i tak, że w ogóle nie lubimy albo nie rozumiemy kina (woląc np. książki, muzykę, interakcje), ale nie chcemy się zamykać na całą jedną dziedzinę ludzkiego dorobku, więc zmuszamy się do obejrzenia czegoś od czasu do czasu metodą oporową. Albo czujemy się nieprzystosowani do aktualnych trendów kulturowych bo np. wyznajemy inne wartości, niż te mainstreamowe, i na cokolwiek byśmy do tego kina nie poszli, zawsze będziemy oglądać trochę przez palce, bez stuprocentowego przekonania.


Co radzi nam w takich sytuacjach autorka? Mamy kilka strategii, nie wszystkie da się stosować jednocześnie:


(1) Możemy „wyłączyć się” na fabułę – która nam nie odpowiada gatunkowo, której nie rozumiemy albo jest sprzeczna z czymś tam, co mamy w sobie – i skupić się na bardziej dla nas atrakcyjnych walorach pozafabularnych, np. na stronie wizualnej filmu.


(2) Możemy skupiać się na fabule, ale wybiórczo, ignorując nieakceptowalną lub nieogarnialną dla nas całość i wyszukując wątki, które nas zainteresują, przemówią do naszych emocji, będą w jakiś sposób „nasze”.


(3) Jeśli dany film jest dla nas nie do przyjęcia jako twór artystyczny, możemy użyć tego, co widzimy, by osiągnąć jakiś pożytek w innych dziedzinach życia, niż odbiór sztuki – np. wypatrując ładnych kadrów na tapetę do komputera albo pożytecznych lekcji życiowych, takich jak ta o zachowaniu schludnej fryzury nawet w sytuacjach kryzysowych.


(4) Możemy odnieść oglądane, obce nam, treści do tego, co nie jest nam obce, co lubimy, co nas obchodzi – np. do bardziej cenionych przez nas tekstów kultury albo do własnego życia.


I ja osobiście uważam te strategie – w moim własnym życiu kulturowym – za całkiem fajne i potrzebne. Nie jestem zdecydowanie zwierzęciem kinowym, ale z powodów wizualnych, ogólnokulturowych i międzyludzkich, a także z powodu miłości do fabuł jako takich, absolutnie nie widzę sensu rezygnacji z oglądania filmów ani dyskusji czy nawet tak! amatorskiego pisania o nich, tak więc, w jakiejś tam łagodnej i wybiórczej formie, miałam okazję wypróbować chyba każdą z powyższych strategii, i chyba z każdego z podanych wcześniej powodów.


Nie jestem też pewna, czy przypadkiem nie stosuję tych strategii również do innych tekstów kultury, np. do niektórych książek. I czy przypadkiem nie są one jakimś elementem metodologii tego bloga. Jak sobie przypomnę, że „Dzikie historie” to nie był dla mnie film o gniewie, a o tym, że fajnie być inżynierem i precyzyjnie wysadzać nielubiane budynki, „Sindbada” Krúdyego używałam jako babskiego poradnika, a w bieżącej lekturze zbioru Le Guin temat oświetlenia i temperatury przesłania mi ważniejsze kwestie fabularne i społeczne, to myślę sobie, że chyba czasem uciekam przed całą kulturą jako taką bardziej, niż modelowa czytelniczka tekstu Lidii Pustelnik przed samą jedną popkulturą.


Krótko mówiąc – mam bardzo podobnie, jak autorka tego tekstu, więc jeśli planujecie dalej kogoś obsztorcować, to już nie ją jedną, a nas dwie. A z zarzutami seksizmu i wywyższania pod jej adresem też mi coś intuicyjnie nie gra, ale to już nie tym razem, jeśli w ogóle którymśkolwiek, bo ileż można flejmić.



Pustelnik, Lidia. 2015. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”. NaTemat.pl. (http://natemat.pl/203647,godzilla-logan-i-inne-kongi-czyli-jak-inteligentna-trzezwo-myslaca-kobieta-ma-przetrwac-na-filmie-dla-nerdow) (data pobrania: 15 marca 2017)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz