poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Interludium: To już rok!


Jeśli zaglądacie na mojego bloga już od jakiegoś czasu, zauważyliście pewnie, że tak naprawdę przeczytałam w swoim życiu pięć książek na krzyż i teraz referencjonuję je w nieskończoność. Cóż, chyba to tak już musi być, że mój ogląd książkosfery idzie bardziej w głąb, niż wszerz. Tak więc i dziś, przy okrągłej pierwszej rocznicy istnienia Samej Porcelany, przytoczę historyjkę z książki, o której już jakiś czas temu pisałam.


Na początku powieści Czuła jest noc F.S. Fitzgeralda pojawia się wyjątkowo antypatyczna postać drugoplanowa: Albert McKisco, jeden z członków wesołej kompanii, z którą państwo Diver spędzają wakacje. Pan McKisco przypomina nieco Lesława Srebronia ze Stu dni bez słońca Szostaka. Jest strasznie spragniony uwagi i sympatii otoczenia i usiłuje przypodobać się kompanom na wszelakie sposoby, ale jego działania są przeciwskuteczne: ciągle popełnia nieprzyjemne gafy, jego żarty nie śmieszą, cichną przy nim rozmowy i generalnie jego obecność jest dla reszty towarzystwa wybitnie niezręczna.


Wakacje się kończą, pan McKisco znika na jakiś czas z akcji powieści, gdy zaś spotykamy go ponownie, okazuje się, że dokonała się w nim przemiana. W międzyczasie wziął się na poważnie za pisanie, został sprawnym autorem pastiszy poczytnych powieści i zdobył pewną popularność. Możliwość wyrażenia się w literaturze i estyma, jaką zyskał jako autor, całkowicie zmieniły jego sposób interakcji z innymi: znikła jego służalczość i neurotyzm, nabrał naturalności i swobody, a ludzie zaczęli go wreszcie lubić.


No więc tak, nie wydaje mi się, żebym w ciągu ostatniego roku przebyła niesamowitą drogę od totalnego ciecia malinowego do jakiejś świetlistej istoty i najlepszej wersji siebie. Z jednej strony pewnie nie mogłabym się mierzyć z panem McKisco w kwestii warunków początkowych. Z drugiej, zaczynam pogodnie godzić się z myślą, że jak ktoś się urodził cieciem malinowym (a któż w sumie nie?), to pewnie nim zawsze trochę zostanie i nie pozostaje nic innego, jak to u siebie polubić. Ale wydaje mi się, że w tym obrazku opisanym przez Fitzgeralda jest jednak coś głęboko prawdziwego. Fajnie jest móc się wyrazić. Intuicja podpowiada wręcz – właściwie jest móc się wyrazić. I chyba wszystkim Wam jakąś formę czegoś takiego polecam, jeśli dotąd się nie zdarzyło.


Mój background w dziedzinie fantastyki jest zasadniczo tolkienowski i często myślę jak hobbit, więc z okazji pierwszej rocznicy mojego blogowania to Wy przyjmijcie ode mnie życzenia wszystkiego najlepszego. Upiekłabym placek, ale jesteśmy w przestrzeni wirtualnej i się nie da, zatem zastępczo, w ramach urodzinowej dedykacji, proszę odsłuchać sobie piosenkę Makatka z wojownikiem Starego Dobrego Małżeństwa


Jest o filiżance i książce, więc zgadza się graficznie i tematycznie. Poza tym, chociaż bohater liryczny to żonaty facet, w dodatku wojownik, jakoś łatwo mi się z nim identyfikować i odnieść jego wojenne przygody do tego, co porabiam na tym blogu. Chyba nie muszę też mówić, jaki był Wasz wkład w to, że „znowu krok naprzód zrobi Ziemia/ choć wcale nie będzie jej łatwo”. I oczywiście totalnie nie musicie, ale jeśli jednak czasem tu zaglądacie, to jest to dla mnie strasznie, strasznie fajne, i dziękuję.

5 komentarzy:

  1. Gratulacje już za sam fakt pamiętania o rocznicy, bo jak zawsze przegapiam swoją (pamiętam tylko, że jest chyba gdzieś w kwietniu). Blog to fajna rzecz, a kariera słowa "postfantasta" dowodzi, że dobrze zrobiłaś, zaczynając :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, fajna :) A co do rocznicy, to mam łatwiej, bo pamiętałam, że to "coś gdzieś jakoś po Polconie" ;)

      Usuń
  2. Ważne żeby chcieć a wszystko samo się ułoży... Czasami ludzie tak mówią sami w to nie wierząc. Wszystko wymaga pracy. Sił na następny rok w prowadzeniu bloga,bo ten był udany :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ważne żeby chcieć a wszystko samo się ułoży... Czasami ludzie tak mówią sami w to nie wierząc. Wszystko wymaga pracy. Sił na następny rok w prowadzeniu bloga,bo ten był udany :-D

    OdpowiedzUsuń