sobota, 18 marca 2017

Geek ze szponami Wolverine'a



Kochani popkulturyści, nie zjadajmy się, dobrze...?

W poprzedniej notce odniosłam się do tekstu Lidii Pustelnik z NaTemat.pl pt. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”. Podczas gdy na znany mi wycinek nerdowskiego/geekowskiego Internetu tekst zadziałał jak płachta na byka, ja stwierdziłam, że opisywany w nim odbiór kina jest mi w pewien sposób bliski. Pominęłam jednak wątki, których najczęściej czepiali się internetowi dyskutanci – w najbardziej chyba wyczerpującej formie przedstawiła je na swoim blogu Zwierz Popkulturalny – a mianowicie zarzuty seksizmu i nagannej wyższości wobec fanów popkulturowego kina. Dziś chciałabym wrócić na chwilkę do tych właśnie tematów.


Zatem jeśli chodzi o zarzut seksizmu w tekście Pustelnik – cóż, to, czy komuś w ogóle przeszkadzają stereotypy płciowe, to kwestia światopoglądu. Przykładowo, ja osobiście źle reaguję tylko na te, które są podawane w sposób pogardliwy, agresywny, umniejszający przedstawiciela danej płci jako człowieka. Tu, na tyle na ile rozumiem, mamy stereotyp poniekąd neutralno-pozytywny – kobieta, według autorki artykułu, to istota subtelna, nieco wyniosła, skłonna wybierać rozrywkę na dobrym poziomie; stereotypowy mężczyzna to natomiast bezpretensjonalny nerd świetnie bawiący się na filmach gatunkowych. Rozumiem, że ten obrazek może budzić pewną irytację przez fakt, że często okazuje się po prostu nieprawdziwy, bo wiele z nas w praktyce do takiego stereotypu nie przystaje, ale co w tym obraźliwego?


Oczywiście, tu znowu wchodzi kwestia światopoglądu, bo mogą poczuć się urażeni płciowi konstruktywiści, dla których niewłaściwe będzie podkreślanie jakiejkolwiek różnicy między płciami poza trzeciorzędnymi fizjologicznymi. Rozumiem. Ale zdajmy sobie jednak sprawę, że naprawdę nie wszyscy jesteśmy konstruktywistami. Wielu ludzi nadal uważa, że płeć – i różnice między płciami – to coś ważnego nie tylko w kwestii biologii i chyba nie warto wyzywać ich od idiotów tylko dlatego, że działają w innym paradygmacie.


Osobiście jak najbardziej jestem w spektrum odbiorców ludycznej superbohaterszczyzny czy kosmicznych nawalanek i nie wpasowuję się przez to w schemat zastosowany przez autorkę, kojarzącą kobiecego widza raczej z jakimś subtelnym, poetyckim filmem w kinie studyjnym. Pomimo to, nie mam absolutnie nic przeciwko temu unoszącemu się gdzieś przede mną w myślosferze nieosiągalnemu ideałowi kobiecości, który przypomina, by czasem choć spróbować wypracować w sobie odrobinę stereotypowej subtelności i wyrafinowania. Wprost przeciwnie, byłoby mi strasznie smutno, gdyby tego ideału nie było, albo gdyby był identyczny dla kobiet i mężczyzn, i jakoś się cieszę, że Pustelnik mi o nim przypomniała.


Ale tu pojawia się zarzut drugi, dotyczący nastawienia autorki artykułu do nerdów/geeków. Faktem jest, od insynuacji, że jeśli lubi się filmy superbohaterskie, to jest to znak, że nie jest się inteligentnym czy trzeźwo myślącym, może zrobić się przykro. Powiedzmy sobie jednak szczerze – takie kulturowe wojenki między zwolennikami poszczególnych dzieł czy nurtów (tu – popkultury vs ambitnego mainstreamu), w których ciśnie się zwolennikom opcji przeciwnej, to nic nowego i jeśli chce się brać udział w dyskusji o kulturze, chyba warto się na to uodpornić.


Tu problem dodatkowo polega jednak na tym, że autorka nie tylko beszta pewną grupę dyskutantów, ale dodatkowo popełnia błąd rzeczowy. Umknął jej mianowicie fakt, że popkultura coraz bardziej się z tym wspomnianym wcześniej ambitnym mainstreamem miesza. Wiadomo już nie tylko w branży, że filmami i serialami gatunkowymi coraz częściej i wnikliwiej zajmują się poważni badacze naukowi a powiązanie ich fabuł z rzeczywistością społeczną jest tak silne, że sposób przedstawienia w nich poszczególnych grup społeczeństwa staje się sprawą nieledwie najważniejszą. Kwestia, czy rzeczywiście inteligentny odbiór popkultury i wrażliwość na reprezentację wykluczonych grup w sformatowanych marketingowo blockbusterach jest czymś równie wartościowym, jak kontemplacja dzieł „wysokich” i moralnych kwestii, jakie podnoszą, pozostaje (przynajmniej dla mnie) otwarta. Tym niemniej, w obecnej sytuacji dużo bardziej chwiejnie, niż choćby parę lat temu, gdy jeszcze się o tym wszystkim w Polsce powszechnie nie mówiło, brzmi teza, że fani popkulturowych filmów i seriali są mało inteligentni albo oderwani od rzeczywistości.


Autorka z NaTemat.pl nie zauważyła też, że w ciągu ostatnich paru lat kultura geekowska zaczęła być u nas po prostu modna. Te „parę lat” to oczywiście karkołomna generalizacja, ale powołuję się na opinie zacnych gości panelu pt. „Co fantastyka traci przechodząc do mainstreamu?”, któremu gospodarzyłam na Falkonie '2016. A co do mody na geekowską kulturę – kto bywa na Pyrkonie, ten wie. Kto był ostatnio na dowolnym filmie superbohaterskim i próbował później przyznać się w towarzystwie, że go za bardzo nie wzięło, też wie. Osoba zaprawiona w przekornym odbiorze kultury oczywiście wybrnie, ale jednak intuicyjnie i tak czuje się, że to trochę poruta. Trochę tak, jakby piętnaście lat temu przyznać się, że woli się różowy pop od prog rocka. I to właśnie na filmowy pop – w żadnym wypadku nie na lekceważenie go w czambuł i wynoszenie pod niebiosa „kultury wysokiej” – najwygodniej się dziś, jeśli ktoś lubi, snobować.


Na tym polega chyba największy błąd dziennikarki z NaTemat.pl – swój tekst napisała jako pewna siebie mainstreamowiczka podśmiewająca się ciepło z niszowego zjawiska, a tu nagle okazało się, że jest osobą o niemodnym i niecenionym (od niedawna) punkcie widzenia, która usiłuje zadzierać z silnym i potrafiącym się doskonale i agresywnie bronić mainstreamem.


Bo to, jak łatwo przyszło oburzonym popkulturystom, w tym Zwierzowi, przypisać autorce „Godzilli, Logana i innych...” głupotę czy drańskość, to moim zdaniem kolejny czytelny dowód na to, że staliśmy się, jako geekowie czy fantaści, kulturowym hegemonem, który po dekadach niszowości i niedocenienia powstał w końcu z kolan i który ma już prawo osądzać, co w kulturowej dyskusji wolno, a co nie i kto (parafrazując Zwierza) siedzi w paskudnej, ciemnej dziurze, a kto stąpa w słońcu.


Mnie osobiście (pomimo atencji dla popkulturowej wiedzy dyskutantów, a także – w wypadku Zwierza – mimo pewnej ciepłej, przekraczającej różnice poglądowe sympatii dla jej moralistycznego zacięcia i skłonności do patosu) trochę rozdrażniło to autorytarne, świadome własnej przewagi osądzenie przez fandomitów autorki z NaTemat.pl. Jakoś wolałam tę skromną, bezpretensjonalną, nawet nieco zakompleksioną niszowość, którą widywałam w fandomie – i w sobie samej – jeszcze do niedawna.


Ktoś powie, że flejm przeciwko tekstowi z NaTemat.pl wynikł nie z uczucia przewagi, a z kwestii etycznych, z chęci poskromienia bucerii. Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby ta lekka geekosceptyczna wyższość autorki artykułu o „innych Kongach” była w jakikolwiek sposób moralnie gorsza od wyższości, którą wobec niej zamanifestowali internetowi polemiści – wyższości konstruktywistów nad esencjalistką czy modnych geeków nad niemodną geekosceptyczką. Wprost przeciwnie – polemiści byli od autorki wspomnianego tekstu o niebo bardziej kostyczni i mniej przebierali w słowach, co świadczy o nich mocno na minus.


Zresztą w ogóle wydaje mi się, że każdy z nas, fanów i amatorskich (lub nie) komentatorów kultury ma w sobie jakiegoś tam małego, wewnętrznego snoba, który czasem się ujawnia – a to, czy otoczenie temu snobkowi przyklaśnie, czy zmiesza go z błotem, zależy od aktualnej mody. Pod względem moralnym natomiast, stawiam taką nieśmiałą hipotezę, jesteśmy pod tym względem plus minus po jednych pieniądzach. I stąd moja, równie nieśmiała, prośba – może w takim razie spróbujmy nie wydrapywać sobie o to nawzajem oczu? Nawet jeśli kulturowa moda wyposażyła chwilowo nas, fantastów i popkulturystów, w argumentacyjne szpony godne Wolverine'a.



Pustelnik, Lidia. 2017. „Godzilla, Logan i inne Kongi... Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie >dla nerdów<”. NaTemat.pl. (http://natemat.pl/203647,godzilla-logan-i-inne-kongi-czyli-jak-inteligentna-trzezwo-myslaca-kobieta-ma-przetrwac-na-filmie-dla-nerdow) (data pobrania: 15 marca 2017) 
Głupoty, pierdoły i inne idiotyzmy czyli jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przeczytać artykuł na >NaTemat<”. 2017. Zwierz popkulturalny.(http://zpopk.pl/glupoty-pierdoly-inne-idiotyzmy-czyli-inteligentna-trzezwo-myslaca-kobieta-przeczytac-artykul-natemat.html#ixzz4bcSjfFTq) (data pobrania: 17 marca 2017)

2 komentarze:

  1. Przyznam się że po drugi m Pickardzie u Zwierza wzrok mi się rozmył i nie byłem w stanie podążać za jej plaśnięciami w czoło. Osobiście nie obchodzi mnie jak się komu coś podoba, chyba że jestem zmuszony tego wysłuchiwać. Każdy ma prawo do własnego zdania i odbioru. Dodatkowo rozróżnienie "kultury mainstream i geekowskiej coraz bardziej traci sens. Dość już, nie mam zamiaru się rozpisywać. Mogę tylko pokiwać głową na zacietrzewienie komentatorów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewolucja czy rewolucja? Niektórzy sądzą, że mają na to wpływ. Zmiany nie są tak naprawdę losowe, są przeciwstawne. Może właściwej było by powiedzieć z uśmiechem to co na górze po czasie spada na dół.
    Ktoś nie zauważył momentu przeważnia szal tej wirtualnej wagi.

    OdpowiedzUsuń