sobota, 18 stycznia 2020

Dlaczego piosenki z „Wiedźmina” są takie dobre

Tym razem utożsamiam się z vox populi oglądam netflixowskiego „Wiedźmina” i zachwycam się piosenkami Jaskra, zwłaszcza „tą” piosenką. Bo cóż przyjemniejszego, niż odrobina zachwytu – tym bardziej takiego, który można uzasadnić filologicznie.
 



O zarąbistości Toss a coin to your witcher mówi cały Internet – polsko- i anglojęzyczny – i niejeden widz uznaje tę piosenkę za główny, lub niekiedy nawet jedyny, atut całego serialu. Nie spotkałam jednak zbyt wielu teorii co do tego, co nam się właściwie w tym kawałku aż tak podoba, więc postanowiłam stworzyć własną.

Wydaje mi się, że sekretem udatności piosenek Jaskra jest to, że w przyjemnym, popowo-balladowym opakowaniu serwują nam coś, co nie dość często w takim opakowaniu dostajemy – czyli porządną tekściarsko-literacką robotę.


TROCHĘ TEORII

Tego, co to znaczy, że tekst piosenki jest dobrze napisany, nauczyłam się z książki Stanisława Barańczaka pt. Ocalone w tłumaczeniu: szkice o warsztacie tłumacza poezji z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów. Omawiając swoją propozycję przekładu jednego z tekstów Beatlesów, Barańczak podaje tam praktyczny zbiór kryteriów, jakie powinny spełniać słowa tłumaczonych piosenek tak, by czytało i śpiewało się je równie dobrze jak oryginał. Było to dla mnie niemałe odkrycie: uświadomiłam sobie, że o postrzeganej przez nas „fajności” tekstu nie przesądza to, czy śpiewa go wspaniały Sting czy siermiężny Perfect, ani czy jest on napisany w prestiżowym angielskim czy w swojskiej polszczyźnie. Decydują tu cechy czysto formalne: spójność i świadomość stylu, zgodność akcentów w wyrazach i zdaniach z akcentami muzycznymi, czy choćby to, czy w rymach mamy porządne wyrazy znaczące (rzeczowniki, czasowniki itp.) czy nędzne wyrazy funkcyjne (np. zaimki lub przyimki).


POTWORY Z RADIA

Choć Barańczak pisał o przekładach, te cechy można też bez problemu potraktować jako kryteria jakości oryginalnych słów piosenek. I niestety – wiele popowych tekstów, tak angielskich jak i polskich, nie zdałoby takiego egzaminu.

Robiąc ostatnio mały radiowy re-listening anglojęzycznego popu z ostatnich dekad, jestem zadziwiona, jak złe rzeczy potrafią wyrabiać tekściarze. Nawet w największych hitach miewamy te paskudne wyrazy funkcyjne na końcach wersów („Cause we are gonna be/ Forever, you and me...” – Lighthouse Family, High), przedziwne konstrukcje składniowe, byle tylko zmieścić się w wersie (wpiszcie w wyszukiwarkę „bad grammar in song lyrics” i cieszcie się mnogością przykładów), nienaturalne sformułowania („Rainy days never say goodbye/To desire when we are together” – aha, czyli po ludzku tu jest napisane, że nawet gdy pada, on czuje do niej miętę? Gdybym spotkała ten tekst Gazebo w redagowanym przez siebie tekście dowolnego gatunku, cięłabym aż miło), czy źle użytą leksykę („Hit me, baby, one more time” Britney – bez komentarza). Nie wspominając już o płyciźnie i/lub niespójności treści, która szczególnie ładnie wybrzmiewa w przeróbkach anglofońskich hitów na język polski, gdzie wystarczy wiernie przetłumaczyć piosenkę, zaśpiewać i już jest śmiesznie (przykładem Wzniosłe treści obcych pieśni Cezika). Przykładów z języka polskiego nie będę nawet podawać, każde z Was ma pewnie swoje ulubione.

Oczywiście, można by pewnie mnożyć i przykłady pozytywne, ale z moich ostatnich doświadczeń wynika, że jak się człowiek krytycznie wsłucha w to, co ci ludzie śpiewają, to częściej można się zdziwić niż zachwycić. Jak na moje, jesteśmy po prostu wygłodniali dobrego warsztatowo tekściarstwa w popie.


JASKROWE ELIKSIRY I PARONOMAZJE

I na to nasze wygłodnienie przychodzi cudowny Jaskier – oraz cudowna Jenny Klein, która napisała mu teksty – i dostarcza nam piosenek w których po prostu wszystko się zgadza.

Moją lingwistyczną uwagę przykuła już pierwsza piosenka Jaskra – You think you’re safe z początku drugiego odcinka „Wiedźmina” – gdzie baśniowe „stir up a potion” zrymowano kontrastowo z bardzo współczesnym, nagłówkowym „get an abortion”. Po dokładniejszym spojrzeniu na tekst widać jego kolejne atuty: same porządne rymy bez wyrazów funkcyjnych i innych wypełniaczy, sytuacja liryczna (groza życia w miejscowości Posada) spójnie przedstawiona za pomocą krótkich wersów bez składniowych łamańców, nawet humor językowy się w tej króciutkiej formie zaplątał („the pike with the spike/that lurks in your drawers” mnie totalnie rozwaliło, ta paronomazja słów „pike” i „spike” ma w sobie coś przecudownie przedszkolnego).


REFREN, KTÓRY BUJA

Przejdźmy teraz do dania głównego, czyli do Toss a coin to your witcher. I tutaj mamy spójną treść – zwięzłą historię potyczki bohatera lirycznego (Geralta) i podmiotu lirycznego (Jaskra) z diabołem i elfami, okraszoną zwrotami o charakterze perswazji, wzywającymi adresatów lirycznych do okazania uznania bohaterom i udzielenia im gratyfikacji finansowej. Jak w poprzednim przypadku, nie ma tu żadnego niepotrzebnego wersu. Nie znaczy to, że nie ma powtórzeń – choćby wspomniana prośba o pieniądz pojawia się trzy razy, w różnych parafrazach („Toss a coin to your witcher”, „so give him the rest”, „now pour him some ale”). Ma to jednak głęboki sens – dla bohatera lirycznego zarobkowy, dla odbiorcy – artystyczny i komiczny.

Nie ma też rymów będących sztuką dla sztuki. W przeciwieństwie do gorzej napisanych piosenek, rymy spełniają w Toss a coin... właściwą funkcję, akcentując to, co w tekście ważne – a to przebieg akcji (deceit – teeth, pest – chest), a to wzmacniające stylizację archaizmy czy terminy baśniowo-fantastyczne (devil – revel, horde, elf), a to autotematyzm (song, tale), a to wspomnianą ekonomiczną perswazję (rest, ale).

Co do instrumentacji głoskowej innej niż rymy, w refrenie wspaniale wybrzmiewa to dźwięczne, jakby bujające się „oh, valley of plennnty, oh, valley of plennnty”. Chyba dlatego ten refren tak fantastycznie się śpiewa. Mamy też trochę aliteracji („When the White Wolf fought”, „minced our tender meat, „that bashes and breaks you/and brings you to mourn”). Nasuwa ona trafne skojarzenie z germańskimi poematami epickimi, bez których przecież nie byłoby fantasy. Nie ma jej jednak za dużo, i dobrze, bo jesteśmy jednak w neverlandzie i nie musimy się silić na historyczność.

Ładnie wypada w tekście Toss a coin.... zgranie akcentów wyrazowych i zdaniowych oraz muzycznych. Prawie wszystko się zgadza, jedyny ewentualny zgrzyt to niepotrzebne zaakcentowanie słówka „the” w „At the edge of the world”. Ale za to „Our champ-i-on prevailed” brzmi tak ślicznie, że myślę, że można to autorce wybaczyć.


ELFIK ZERKA Z PÓŁECZKI

Jak już wspomniałam, jest w Toss a coin... trochę archaizmów i terminologii baśniowej – i tak jak w You think you’re safe, ta stylizacja jest trafnie przełamana elementami z zupełnie innych stylistyk. Przykładowo, znów w refrenie, bajkowo-poetyckie „oh, valley of plenty” jest zestawione ze współczesnym i jednocześnie dość napuszonym zwrotem „a friend of humanity” – mnie osobiście mega to zestawienie bawi. Innym takim kontrastem jest połączenie wzniosłych, epickich, pasujących do high fantasy zwrotów opisujących spotkania z wrogami z bardziej przyziemnymi określeniami na późniejsze spuszczanie sobie nawzajem manta.

Moim ukochanym przykładem jest „He thrust every elf / far back on the shelf. Ta fraza, oprócz tego, że rozśmieszyła mnie sama w sobie (kolejny cudny rym), dodatkowo jest ponoć aluzją do kultowej brytyjskiej książeczki dla dzieci traktującej o tym, jak to bożonarodzeniowy elfik obserwuje z półki w dziecięcym pokoju, czy milusińscy są grzeczni i zasługują na prezenty. Jednak po tym podwójnym, meblarsko-gwiadkowym trollingu mamy powrót do wzniosłego świata fantasy: okazuje się, że owa półka, na którą wiedźmin upchnął elfy, wcale nie była jednak jakimś, ot, piętrem etażerki, ale — półką skalną, wysoko w górach, w tajemniczej ojczyźnie elfiego rodu.


TAJEMNICA SUKCESU

Podsumowując – uważam, że powodem, dla którego kochamy przewodni motyw muzyczny netflixowskiego „Wiedźmina” jest stara, dobra poetyka, z której autorka słów potrafiła zrobić użytek. Polska wersja piosenki, choć również została entuzjastycznie przyjęta i ma kilka dobrych momentów, współdzieląc część atutów oryginału („choć oberwał sam / zmiażdżył bestii kark / ten obrońca ludzkości / toastu jest wart” – bardzo ładne zestawienie stylu wzniosłego i przyziemnego), moim subiektywnym zdaniem nie jest aż tak zjawiskowa. Potwierdza się to w jej warstwie formalnej: np. do rymów wkradło się trochę gramatycznego szumu informacyjnego (wam, tam, ich, więc) a nosowe „sakiewką potrzooooońśnij” nie jest tak śpiewne jak jego angielski odpowiednik. Język polski stawia jednak więcej wyzwań tekściarskich, niż angielski. Tym jednak, którzy całkiem powątpiewaliby w możliwości naszego języka jeśli chodzi o tworzenie doskonałych tekstów piosenek, polecam zajrzeć do książki Barańczaka i przekonać się, że się da!


Źródła

Barańczak S. 2004. Ocalone w tłumaczeniu: szkice o warsztacie tłumacza poezji z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów. Kraków: Wydawnictwo a5.
Grosza daj wiedźminowi. 2019. Autor tekstu: Jenny Klein. Przekład: b.d. Kompozytor: Sonya Belousova i Giona Ostinelli. Wykonanie: Marcin Franc.
Toss a coin to your witcher. 2019. Autor tekstu: Jenny Klein. Kompozytor: Sonya Belousova i Giona Ostinelli. Wykonanie: Joey Batey. Płyta: Netflix’s THE WITCHER (OST).


Do napisania notki zainspirowała mnie dyskusja o serialu „Wiedźmin” zorganizowana 14 stycznia 2020 r. przez Krakowską Sieć Fantastyki.

wtorek, 7 stycznia 2020

Wodnikowe Wzgórze” 2018 #2: Netflix a starsze ekranizacje

 

W ostatnim poście, który napisałam w marcu zeszłego roku, narzekałam nieco na Netflixowy serial „Wodnikowe Wzgórze” A.D. 2018, obiecując, że w kolejnej notce napiszę o jego pozytywniejszych stronach.


Później tak się stało, że na blogu nie było mnie bez mała trzy kwartały, jednak w międzyczasie w temacie „Wodnikowego Wzgórza” odezwał się do mnie portal Katedra. Zachęcona ich propozycją, zintegrowałam swoje pozytywne opinie o serialu mające się ukazać w kolejnej notce z najważniejszymi obserwacjami z notki poprzedniej. Dodatkowo obejrzałam dwie poprzednie ekranizacje powieści Richarda Adamsa – film z 1978 r. i serial z lat 1999–2000 – i porównałam swoje wrażenia z tymi, które odniosłam po obejrzeniu serialu Netflixa i przeczytaniu książki.


W efekcie powstał tekścik pt. Nie tylko Netflix animuje króliki, czyli »Wodnikowe Wzgórze« przez dekady”. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć go na Katedrze (gdzie wisi od czerwca) a nadal jesteście ciekawi mych przemyśleń na temat Adamsowskiej historii o wysoce ucywilizowanych królikach, to się częstujcie.


Ja natomiast postaram się wracać tu bardziej regularnie i nadrobić poczynione zaległości. Z tego, co widzę, z niedokończonych cykli pozostali mi postfantaści. Postaram się zatem wkleić niebawem finalną notkę o postfantastyce i będę mogła powiedzieć, że jestem na czysto.


A u Was co ostatnio słychać ciekawego?


[Ilustracja: Gordon Johnson, Pixabay]