Tom
pt. „Rybak znad Morza Wewnętrznego” to obszerny zbiór opowiadań
Ursuli K. Le Guin, złożony z czterech mniejszych zbiorów i
uzupełniony powieścią „Opowiadanie świata”. Mówi się ostatnio w fandomie, że warto czytać opowiadania, więc może
to trafna lektura na początek roku? Wiele tu dobra: takie trochę
połączenie głębi opowiadań klasyków (typu
Czechow czy Dostojewski, coś na zasadzie „koleś w kapelutku idzie
ulicą, ojej, tu na pewno jest drugie dno,
pointerpretujmy!”) z ulgą dla wyobraźni znaną z lektur
fantastycznych. Dziś opowiem o tekście z „Rybaka...”, który szczególnie mnie poruszył.
W
notce beztrosko operuję spoilerami, więc jeśli ktoś uważa za
ważne,by nie znać zakończenia tego opowiadania przed jego
przeczytaniem, zachęcam do wcześniejszego zapoznania się – jest
we wspomnianym tomie na str. 137-145.
„Rzeczy”
to opowiadanie o ludziach z małej, wyspiarskiej społeczności
(nie jest dokładnie powiedziane, ale pewnie jest to Ziemiomorze
– mamy tu prostą kulturę w stylu fantasy-średniowiecza i
wspomniane osadnictwo na wyspach) w obliczu zbliżającego się
końca świata. Ludzie szaleją, rozpaczają, niszczą swój
dobytek i uciekają w głąb swojej maleńkiej, bezdrzewnej wyspy,
choć wiadomo, że i tam ratunku brak. Główny bohater, wytwórca
cegieł imieniem Lif, postanawia oprzeć się destrukcyjnemu pędowi
pobratymców i spróbować poszukać ocalenia przez opuszczenie
skazanej na zagładę wyspy. Stara się przy tym wykorzystać
umiejętności, jakie dał mu jego wyuczony zawód.
Zarówno
cechy formalne opowiadania – schematyczność akcji i postaci: nie
wiemy dokładnie, co się dzieje, co to w ogóle za koniec świata,
brak tła, szczegółów o tym, co się z bohaterami działo
wcześniej itp. – jak i moje wewnętrzne odczucie każe mi
interpretować
ten tekst jako przypowieść.
(To raczej nadinterpretacja, ale celowo czy też nie, imię głównego
bohatera oznaczało
w języku staroangielskim „życie”, „sposób życia”,
bądź też „okres życia człowieka” – idealne imię dla
bohatera moralnego exemplum,
oni lubili mieć imiona w stylu Każdy, Chrześcijanin, Cnota,
Występek itp.) Głównym tematem tej przypowieści wydaje mi się
zaś – trochę inaczej, niż samej autorce, z tego, co pisze we
wstępie – droga
zawodowa człowieka i to, jak wiąże się ona z sensem naszego
życia.
Myślę, że to fajny temat na przypowieść
dla współczesnego człowieka, bo wiążący się z wieloma naszymi
bólami i rozterkami: a to jesteśmy jeszcze w takim wieku czy
sytuacji, że nie wiemy, co i po co mamy w życiu robić; a to męczy
nas taki czy inny zawodowy lęk, niedobór czy niedosyt; a to na
zewnątrz niby cud, miód, sukces i rozwój, ale wystarczy chwila
zastanowienia, by przyszły myśli o tym, jak śmieszne, zbędne i
abstrakcyjne są te moje zadanka i biznesy; a to jeszcze coś
zupełnie innego. Dodatkowe rozterki może mieć osoba, dla której
liczy się życie duchowe i dla której nie za bardzo spina się
ono z tym, co na co dzień robi zawodowo: bo jak to jest, że mam
dążyć do zbawienia, a tymczasem większość energii zajmuje mi
analiza i prognozowanie popytu albo rozkminianie, które pędy krzewu
pomidora należy wyciąć a którym dać szansę?
„Rzeczy”
Le Guin są tak sugestywnym obrazem takiej sytuacji, że aż mi
głupio, że takie wrażenie to na mnie zrobiło. Jeśli naniesiemy
sobie sytuację Lifa na los współczesnego człowieka, z jego pracą
zawodową, obowiązkami życiowymi i powołaniem, to niejednej
osobie może być łatwo się taką sytuacją utożsamić: tak, to co
robię jest zarąbiście śmieszne i boleśnie niewystarczające,
to całe sprzątanie, dbanie o zewnętrzną formę, kopanie rowów i
zasypywanie ich, obracanie nieistniejącymi ideami. Jest niekiedy
niemal tak śmieszne, jak budowanie balii z cegieł i próby
żeglowania w niej, czy inne eksperymenty głównego bohatera
„Rzeczy”, nawet jeśli jest w tym i uczciwość, i pracowitość,
i rzemieślniczy kunszt, i świadomość tego ostatecznego,
najważniejszego – często nieosiągalnego własnymi siłami –
celu.
I
tu dochodzimy do czegoś, co odczytałabym jako jeden z możliwych
„morałów” opowiadania. Wiadomo, ze bez sensu jest zmieniać
zdanie czy poglądy tylko dlatego, że fikcyjny bohater w jakiejś książce zrobił to czy
tamto – zdarza się jednak, że w danej fabule ujrzymy wyjątkowo
ładną i sugestywną ilustrację czegoś, w co i tak wierzymy i
uznajemy za ważne, i ten obraz w jakiś sposób nam pomaga. U mnie
zadziałało to w wypadku „morału” „Rzeczy” i moich własnych
przemyśleń na temat chrześcijańskiej etyki pracy.
Bo
– zdaje się sugerować fabuła opowiadania Le Guin – pomimo tej
śmieszności i bezsensowności rób właśnie to, co umiesz i co
masz w obowiązku robić, i niech cię ta bezsensowność nie
zniechęca, bo gdy w finale skończy ci się budulec, zobaczysz
przed sobą coś jasnego, co bardzo chciałeś zobaczyć i okaże
się, że twoje śmieszne i niewystarczające wysiłki były jednak
absolutnie niezbędne, nawet jeśli to Ktoś Inny dokończył za
ciebie całą resztę.
Oczywiście,
jeśli ktoś wierzy w takie sytuacje, jak ta z zakończenia
opowiadania. Z metafizyką chrześcijańską spina się to bardzo
ładnie i robi dobre rzeczy w głowie, przynajmniej u mnie zrobiło.
Tomy
dzieł Ursuli Le Guin wydawane teraz przez Prószyńskiego
przypominają trochę cegły i to prowadzi mnie do jeszcze jednego
skojarzenia. Sens twórczości literackiej – czy innej
artystycznej – oraz jej odbioru bywa sprawą równie wątpliwą,
jak celowość naszych zabiegów w życiu profesjonalnym. Od wieków
powątpiewają weń sami twórcy, ustawodawcy i tzw. zwykli ludzie.
Nieraz powątpiewam i ja. Jaka jest celowość tworzenia zmyślonych
opowieści odwzorowujących w większym lub mniejszym stopniu
rzeczywistość, gdy wokół tyle głodu i wszelakich innych ludzkich
potrzeb a przed nami – wieczność, też, jak mówią, wymagająca
starań?
Odpowiedź,
którą można odczytać z „Rzeczy”, jest dla mnie bardzo
satysfakcjonująca również w temacie literatury: cegły wyrzucone w
morze. Urszula wyrzuciła swoje nieco
ponad rok temu. Mam nadzieję, że dożeglowałaś do jakiegoś
fajnego miejsca, kochana.
Le
Guin, Ursula. 2016. Rzeczy. Przeł. Zofia Uhrynowska-Hanasz.
W: Le Guin, Ursula. 2016. Rybak znad Morza Wewnętrznego.
Warszawa: Prószyński i S-ka, s.137-145.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz