Zeszłoroczny
serial „Wodnikowe Wzgórze” Netflixa – adaptacja powieści R.
Adamsa z 1972 r., opowiadającej o dzikich królikach, które
wyruszają szukać nowego schronienia, gdy ich dotychczasowej
królikarni zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo – choć przyjemny w odbiorze, zawiera niestety schematy rodem z
komercyjnych młodzieżówek. Ale
nie będę się tym martwiła.
.
.
Bardzo
wiele spodziewałam się po Netflixowym „Wodnikowym Wzgórzu” bo
zapowiadające je kadry – obrazy animowanego komputerowo krajobrazu
angielskiej wsi, gdzie dzieje się akcja, i pomykające wśród niego
króliki – wyglądały, moim zdaniem, świetnie. Fantastycznie wspominam też książkę Adamsa: choć opowiada
o przygodach zwierząt, nie jest ani powiastką przyrodniczą,
ani bajką zwierzęcą, gdzie zwierzęta to alegorie ludzi. To
zwyczajna powieść, której bohaterowie – króliki – mają
własne historie i niepowtarzalne cechy psychiczne, a ich społeczność posiada własną religię, mitologię, język,
przysłowia i sztukę.
USZY
ZAMIAST MACEK
Dzięki
powyższym zabiegom „Wodnikowe Wzgórze” jest
książką zwyczajnie ciekawą – nie jako ciekawostka dla fana
przyrody, ale dla zwykłego czytelnika powieści,
lubiącego śledzić przygody bohaterów. Ma ona też pewne
szczególne plusy
dla fana fantastyki:
oryginalne i rozbudowane pomysły autora w opisywaniu króliczej
„kultury” dają podobną radość jak przy podziwianiu
fantastycznych
uniwersów,
natomiast towarzyszące czytelnikowi uczucie obcości
– zarówno w zderzeniu z kulturą królików (która, będąc
podobna do naszej, ale jednocześnie nieludzka, ma w sobie coś z „doliny niesamowitości”), jak i w opisach kultury
ludzkiej,
obcej i strasznej w oczach królików – jest podobne do wrażeń,
których dostarczają nam co subtelniejsze utwory z domeny grozy,
która wszak obcością,
naruszającą zwykły porządek rzeczy, stoi.
DLA
DOROSŁYCH CZY DLA DZIECI?
Czytałam
„Wodnikowe Wzgórze” w późnym dzieciństwie, jednak bywa
ono klasyfikowane jako powieść młodzieżowa, a
przypuszczam, że broni się też jako lektura dla dorosłych.
Tym bardziej, że pojawiają się tam, z tego co pamiętam, tematy,
które mogą zainteresować starszego czytelnika:
śmierć, naturalistyczny (w subtelny sposób) obraz przyrody, nawiązania do działania społeczności ludzkich ukryte w tym, co się
dzieje w powieściowej społeczności królików. Nie brak tam (fakt,
subtelnie przedstawionych) tematów przemocy, cierpienia i ogólnie
ciemniejszej strony „kręgu życia”.
I
w tej właśnie kwestii – ciekawego napięcia między tradycyjnie
kojarzoną z literaturą dziecięcą formą opowieści o zwierzętach
a „dorosłą”, choć subtelną i „obyczajną” treścią –
Netflixowe „Wodnikowe Wzgórze” trochę mnie rozczarowało.
Przed obejrzeniem serialu nastawiłam się na to, że to napięcie
również tam będzie – jako wrażliwy widz, trochę się wręcz
bałam, że w dobie „Gry o tron” producenci z Netflixa
gotowi zrobić z powieści Adamsa coś naprawdę „po krawędzi”,
do tego stopnia, że nie będę tego już miała ochoty oglądać.
Nic
takiego jednak nie nastąpiło, stała się natomiast rzecz,
powiedziałabym, gorsza. Gdzieś przy trzecim (z czterech) odcinków,
zdziwiona (i w sumie nawet ucieszona) niewinnością tego, co widzę,
zaczęłam się zastanawiać – co oni tacy grzeczni?
Króliczego Westeros ani widu, ani słychu, jedyne mocniejsze motywy
to niezbyt drastyczne sceny przemocy. Co więcej – nawet wątki,
które kojarzyłam jako nieco mroczne w samej książce (królikarnia
sideł, nieżywy jeż na drodze), zostały jakby złagodzone.
Dlaczego oni to zrobili?
WYPŁASZCZENIE
W MŁODZIEŻÓWKĘ
Po
krótkim czasie doszło do mnie: no tak, young adult.
Mając jako produkt wejściowy tekst, który ciekawie balansuje
między literaturą dla młodszych i starszych widzów, zamiast
pozostawić to ciekawe niedookreślenie, lub też „wyostrzyć” tę
historię, robiąc z niej współczesny, drastyczny i przekraczający
granice produkt dla dorosłych, twórcy zdecydowali się wypłaszczyć
nieoczywistości oryginału i nadać adaptacji cechy typowej,
kliszowej, komercyjnej młodzieżówki z naszych
czasów.
I
tę
kliszowość niestety widać.
Sceny, w których pojawiają się ślady działalności ludzi, np.
opuszczone ruiny budynków, w których chronią się króliki, są
przedstawione w stylu postapo1
– jest to bezsensowne dla fabuły, ale zapewne miłe dla oka fanów
tej popularnej estetyki. Mamy osławiony wątek atrakcyjnej bohaterki
wybierającej między dwoma konkurującymi o nią bohaterami. Postaci
żeńskie, w książce dużo bardziej epizodyczne, tu są –
fabularnie nieco na siłę – przedstawione jako Silne
Postaci Kobiece.2
Królikarnia Efrafa natomiast – fakt, dość opresyjne miejsce również w
książkowym oryginale – w naszych czasach nie może się nie skojarzyć z młodzieżową
dystopią.
W warstwie ideowej, w większym stopniu niż wszystkie te ciekawe rzeczy, które i ja, i inni pamiętaliśmy z książki – naturalizm, relacja królików z Bogiem (Frysem) i ich mitycznym bohaterem – El'Ahrerą, czy niepowtarzalny, króliczy światopogląd oparty z jednej strony na ciągłym poczuciu zagrożenia a z drugiej na pochwale sprytu – mamy głównie „bezpieczne”, niekontrowersyjne wartości: Wolność, Przyjaźń czy Logiczne Myślenie Zamiast Fanatyzmu.
Nawet kolorystycznie jest tu tak, jak w znanych filmach young adult – obowiązkowe od czasów czwartej części Harry’ego Pottera klimatyczne, przytłumione zielenie – a scenom pościgu czy ucieczki musi towarzyszyć pompatyczna muzyka symfoniczna i obraz z drona, by zadowoleni byli z kolei fani innego klasyka vintage – Władcy Pierścieni Jacksona.
W warstwie ideowej, w większym stopniu niż wszystkie te ciekawe rzeczy, które i ja, i inni pamiętaliśmy z książki – naturalizm, relacja królików z Bogiem (Frysem) i ich mitycznym bohaterem – El'Ahrerą, czy niepowtarzalny, króliczy światopogląd oparty z jednej strony na ciągłym poczuciu zagrożenia a z drugiej na pochwale sprytu – mamy głównie „bezpieczne”, niekontrowersyjne wartości: Wolność, Przyjaźń czy Logiczne Myślenie Zamiast Fanatyzmu.
Nawet kolorystycznie jest tu tak, jak w znanych filmach young adult – obowiązkowe od czasów czwartej części Harry’ego Pottera klimatyczne, przytłumione zielenie – a scenom pościgu czy ucieczki musi towarzyszyć pompatyczna muzyka symfoniczna i obraz z drona, by zadowoleni byli z kolei fani innego klasyka vintage – Władcy Pierścieni Jacksona.
***
Te
klisze trochę mnie zirytowały – zachwycona oryginalnością
książkowego pierwowzoru, miałam nadzieję, że i adaptacja będzie
podobnie jednostkowa. Ale tak jak napisałam na początku, nie będę
się tym martwiła, bo ostatecznie i tak oglądało się cudnie, a do
początkowych zachwytów wizualnych3
dołączyły inne.
I o nich będzie następnym razem.
I o nich będzie następnym razem.
Wodnikowe
wzgórze [Watership Down].
2018. Netflix.
Ilustracja: Pixabay
Ilustracja: Pixabay
3 Eksperci
narzekają na jakość animacji królików i pozostałych zwierząt.
Mnie nie podobał się tylko pies, króliki, jak na moje, były OK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz