wtorek, 13 października 2015

Kobiety mają fatalnie



Pamiętacie nowelkę „Sachem” Sienkiewicza? Nadal bywa lekturą szkolną. Opowiada o wodzu Indian występującym w cyrku. Koleś przedstawiał widzom porażający show, pomstował w nim na zbrodnicze stłamszenie swojego plemienia przez białego człowieka i groził, jak okrutnie zemści się na Europejczykach. Jednak w chwili, gdy białą publiczność ogarniało przerażenie, że wódz zaraz zrobi coś strasznego, ten kończył przedstawienie i zaczynał pokornie zbierać datki ze słowami: „Co łaska dla ostatniego z Czarnych Wężów!”.


Ja dzisiaj zrobię podobnie. Przedstawię Wam zaraz kilka dramatycznych obrazków o tematyce społecznej, a kiedy już prawie uwierzycie w moje bezinteresowne zaangażowanie w sprawę, przejdę do części merkantylnej, czyli bezczelnie wcisnę Wam książkową polecankę, dla której wcześniejsze obrazki będą jedynie swojego rodzaju wzmocnieniem.


Uwaga, zaczynamy.


Kobiety mają fatalnie we współczesnej kulturze. I to na sposoby, o jakich nie śniło się feministkom, czy – bardziej poważnie – miejskim ośrodkom pomocy rodzinie. Dziś będzie o sprawach lżejszego kalibru, co nie znaczy, że pomijalnych.


Na przykład taka mała kwestia językowa: określenie „atencyjna *&$%!@#”. Z angielskiego attention *&$%!@#. Internety określają tak osobę, która chce za wszelką cenę zdobyć zainteresowanie i poklask otoczenia, głównie przez zamieszczanie koszmarnej ilości kokieteryjnych zdjęć w mediach społecznościowych lub wywnętrzanie się ze swoich nienadających się do sfery publicznej problemów i domaganie się uwagi. A teraz zobaczcie, jakie to okropne.


Politycznopoprawnościowa tendencja wydaje się iść w kierunku tego, by nie stygmatyzować osób lekko się obyczajowo prowadzących, m.in. nie nazywać ich *&$%!@#. Nie mówię, że to źle, bo co dobrego może wyniknąć z wyzwisk pod adresem kogokolwiek. Ale mam wrażenie, że podczas gdy bardzo nie wypada używać takich słów wobec osób, które raczej jawnie i świadomie łamią pewne obyczajowe tabu, to jednocześnie jak najbardziej wypada nazwać atencyjną *&$%!@# dziewczynę, która robi rzeczy całkowicie neutralne - np., de facto, częściej niż inni ma ochotę w niebezpośredni sposób spytać znajomych, czy ładnie wygląda. Kiedy sobie pomyślę, jakie to pragnienie zainteresowania jest ludzkie, to coś mi się w środku przewraca na myśl, że można to tak ohydnie nazywać. Co tam przewraca się. Mam ochotę złapać za fraki i mocno potrząsnąć każdym, kto tego określenia kiedykolwiek wobec kogokolwiek używa.


(Atencyjne) ladacznice odhaczone, to teraz dla odmiany coś bardziej madonnowatego. Kobiety z przeciwnej flanki – te ponadprzeciętnie wstrzemięźliwe – też miewają fatalnie. Na przykład, pod artykułem o dziewicach konsekrowanych (świeckich osobach ślubujących celibat) w Dzienniku Łódzkim niejaki Oświecenie napisał: „Jedyna korzystna wartość dla społeczeństwa jest taka, że osoby z tak wypranym mózgiem nie będą się rozmnażać.”1.


Podobna opinia powtarza się w komentarzach jeszcze przynajmniej raz i nie od razu widać, jak bardzo jest złowroga. A przecież uznawanie, że to dobrze, jeśli osoby odmienne od nas się nie rozmnażają, bo wtedy będzie takich mniej – to w sumie eugenika, w sensie nie zideologizowanym, ale tym prawdziwym. A wszystko tylko dlatego, że kobieta zdecydowała się powstrzymać się od czegoś, od czego, według użytkownika Oświecenie, powstrzymywać jej się absolutnie nie wolno.


To jeszcze jeden obrazek – tym razem fikcyjny, a nawet okołofantastyczny. Z kilku czytanych ostatnio tekstów ułożył mi się taki oto smutny kolaż o hipotetycznej kobiecie-fantastce. Wyobraźcie sobie taką małą Krysię z Chłopców 3 Ćwieka – pisałam już o niej wcześniej – której kolega pożyczył Wojnę światów Wellsa, bo stwierdził, że Krysia jest fajniejsza i mądrzejsza, niż inne dziewczyny.


Później taka Krysia dorasta, zaczyna czytać cykl Kuzynki Pilipiuka i trafia tym samym do grona „panien zniesmaczonych swoimi niemądrymi koleżankami” – takie, według krytycznego wobec fantastyki tekstu Michała R. Wiśniewskiego, zostają wszak fankami Kuzynek.2 Krysia traci zatem więź z przyjaciółkami, co jest smutne – no, ale przecież zostali chłopacy, myśli sobie, oni potrafią ją przecież docenić, oni będą uważać, że jest fajna – jest przecież fantastką, a jeden pożyczył jej nawet kiedyś Wojnę światów.


I tu Krysię spotyka niespodzianka, bo w międzyczasie ukazał się pewien tekst jednego z chłopaków wywodzących się z fandomu, a konkretnie Łukasza Orbitowskiego. Z owego tekstu wynika poniekąd, że dla takich, jak ona, nie ma już właściwie miejsca. Faceci nie potrzebują już otrzaskanych, pokrewnych im intelektualnie Kryś. Na czasie jest dziewczyna w stylu disco polo – taka, która „[n]ie będzie kumpelą ani przyjaciółką, ale gorącą kochanką, ewentualnie dobrą żoną i owszem”.3 Krysia słyszała kiedyś, że te wszystkie role można, a nawet warto łączyć, ale to było dawno temu. Teraz pozostał jej już tylko śmietnik historii popkultury.


(Tej hipotetycznej biografii można jeszcze dorobić wątki poboczne. Na przykład założyć, że Krysia po drodze do dorosłości naoglądała się jeszcze jakichś Księżniczek Lei i innych Łanderłumenów, a zwalczająca marysuizm współczesna popkultura wmówiła jej, że bycie silną postacią kobiecą jest w dechę. No więc Krysia się do takiej silnej postaci kobiecej upodobniła, po czym społeczeństwo uświadomiło jej, że to w sumie fatalnie i niekobieco, a tak w ogóle to niech schodzi z drogi, bo jest silna i sama sobie poradzi, podczas gdy społeczeństwo musi lecieć, by ratować i obdarzać względami jakąś Mary Sue.)4


Kultura nas nienawidzi. To nie jest wina ludzi ani nurtów, to jakaś paskudna bezwładność systemu, która znieważa, tłamsi i ignoruje i madonny, i ladacznice, i równe dziewczyny z tomem Pilipiuka pod pachą. Jak jesteśmy delikatne i nienarzucające się intelektualnie, nazywają nas karynami bądź typowymi piwami z sokiem, robią paskudne strony z naszymi zdjęciami i prześmiewczymi cytatami, a kiedyśmy silne i inteligentne, to odmawiają nam de facto statusu kobiety i się nas niby boją. Obojętnie jakie byśmy nie były, współczesny dyskurs po prostu się na nas wypina.


Skoro więc współczesny dyskurs się wypina, to i my tak kobiety, jak i ci, co im dobrze życzą, czyli pewnie wszyscy – miejmy w nosie współczesny dyskurs.


Zignorujmy zatem choć przez chwilę to, co nam jadowicie szepcze złośliwy, internetowy zeitgeist, wyłączmy disco polo jeśli akurat leci i pozwólmy, by literacko odtruł nas ktoś, kto – pomimo tego, że sam był facetem, żył w czasach, gdy feminizm ledwie blechtał się w pierwszej fali, pisał o rzeczach bez mała kontrowersyjnych a i sam ponoć nieraz niezbyt ładnie poczynał sobie z kobietami – w swoich książkach kobiety wyjątkowo, moim zdaniem, rozumiał i niesamowicie doceniał.


Czyli Gyula Krúdy.


Ale to następnym razem. Można już zacząć obczajać. Co łaska dla ostatniego wodza Indian.


P.S. Tak na wszelki wypadek – wpis nie ma charakteru osobistego. Nikt mnie nie zdołował ani nie zwymyślał, problemy stanu konsekrowanego są mi obce z powodu braku powołania do tegoż, nawet Wojny światów jeszcze nie czytałam, a to, jak wiadomo z powyższej notki, czyni mnie nieledwie kuloodporną. Ot, rozkmina.



1Matylda Witkowska. 22 kwietnia 2015. „Konsekracja dziewic w Łodzi. 29-letnia zgierzanka postanowiła zostać dziewicą do śmierci [ZDJĘCIA]” (http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/3833633,konsekracja-dziewic-w-lodzi-29letnia-zgierzanka-postanowila-zostac-dziewica-do-smierci-zdjecia,id,t.html?cookie=1)
2
Michał R. Wiśniewski. 2014. „Ideologie w pułapce metafor, czyli czytanie fantastyki szkodzi”
, Gazeta Wyborcza (http://wyborcza.pl/1,75475,17173964,Ideologie_w_pulapce_metafor__czyli_czytanie_fantastyki.html#ixzz3nvUy8BFw)
3
Orbitowski, Łukasz. 2015. „Miłość w rytmie disco polo”.
Kafeteria (http://kafeteria.pl/styl-zycia/milosc-w-rytmie-disco-polo-a_9417)
4
Tu żadnym odniesieniem nie dysponuję – bazuję na sumie obiegowo zasłyszanych opinii na temat tzw. silnych kobiet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz