niedziela, 20 marca 2016

Napiszmy oboje o tym samym #2 (Zelda Fitzgerald, „Zatańcz ze mną ostatni walc”)


Fitzgeraldami zainteresowałam się przez film O północy w Paryżu Woody'ego Allena. Konkretnie, urzekła mnie postać Zeldy (Alison Pill). Poszło mi chyba o to, że temperamentem konwersacyjnym i słomianym zapałem do różnych dziedzin sztuki trochę przypominała mi mnie samą, a przy tym jawiła mi się jako szalenie sympatyczna. (Rzecz nietypowa, bo często nie lubi się swoich sobowtórów – nawiasem mówiąc, ten właśnie temat, w wersji young adult, pojawia się we wspomnianych ostatnio książkach Kosika.). Kiedy Zelda pojawiła się w filmie, poczułam, jakby zapaliła mi się w głowie jakaś lampka i stwierdziłam, że mam ochotę pozgłębiać temat.

Tak więc zaczęłam na temat Fitzgeraldów szperać. Historia jednak mroczniejsza, niż to, co migawkowo pokazuje Allen – była to rzeczywiście wielka miłość i barwne życie wśród ówczesnej bohemy, ale było też wzajemne niszczenie się emocjonalne, bójki, libacje, niewierności, choroba psychiczna Zeldy, a ostatecznie – separacja i przedwczesna śmierć obojga. Źródła nie mogą się zgodzić, czy to bardziej Zelda tłamsiła Scotta, nie pozwalając mu pisać tyle, ile by chciał, czy też bardziej Scott Zeldę, skupiając się na swojej karierze i ignorując jej rozliczne zainteresowania.

Ale na szczęście w ich wypadku czytelnik ma relacje z pierwszej ręki. Jak wspomniałam poprzednio, oboje napisali powieści biograficzne o swoim wspólnym życiu. O Czuła jest noc F.S. Fitzgeralda będzie następnym razem – dziś biorę na tapet Zatańcz ze mną ostatni walc Zeldy.

Akcja Zatańcz ze mną ostatni walc obejmuje dzieciństwo autorki/głównej bohaterki (w książce noszącej imię Alabama), jej znajomość i małżeństwo z malarzem Davidem Knightem (książkowy odpowiednik F.S. Fitzgeralda) oraz długotrwały pobyt pary w Europie.

Tradycyjnie uważa się (mówi o tym m.in. wstęp do książki autorstwa Harry'ego T. Moore'a), że książka Zeldy to głównie ciekawostka, dziełko opublikowane jako forma autoterapii i nie mogące się równać z pisarskimi dokonaniami Francisa Scotta. Jeśli tak, to w moim odczuciu niższość Zeldy widać przede wszystkim w tym, że (1) nie jest tak dobrą plotkarką, jak jej mąż i (2) jej książka nie robi czytelnikowi takiej krzywdy, jaką wyrządza Czuła jest noc. Zatańcz ze mną ostatni walc to powieść plotkarska, ale to plotki dość niewinne. Pomimo opisów konfliktów, negatywnych emocji i małżeńskich transgresji, czyta się ją jak nieco nużące zwierzenia znajomej o tym, jakie to życie jest ciężkie a „on” – okropny; trochę to miejscami nudne i niespecjalnie poruszające dla odbiorcy, ale słucha się dalej przez sympatię i empatię.

Tym razem okazałam się grzeczną i przewidywalną czytelniczką, bo czytałam Zatańcz... tak, jak kazano we wstępie: bardziej koncentrując się na historii autorki jako człowieka (czy też konkretnie – jako kobiety), niż na kwestiach literackich. I dobrze się w ten sposób czytało. Zatem parę obserwacji pod kątem kobiecym i ogólnoludzkim: po pierwsze, zarówno sama autorka, jak i jej porte-parole, Alabama, mają cudownie kreatywne przemyślenia i sposób wypowiadania się, ale jest to taka kreatywność, z którą nie bardzo jest co zrobić. Na przykład, kiedy absztyfikant Alabamy przysyła jej rodzinie wiadro krabów na kolację, Alabama, przyglądając się jednemu z nich, stwierdza: „Myślę, że mogłabym takiego zrobić (…) gdybym miała materiały.”1 Lubię ten typ abstrakcyjnego postrzegania rzeczywistości. Dziś byłaby z niej świetna publicystka facebookowa, ale w tamtych realiach osobliwe frazy i pomysły Alabamy/Zeldy ewidentnie się marnują – częściowo przez inną, niż teraz, dynamikę rozpowszechniania treści, częściowo przez ograniczenia stawiane wtedy kobietom. I jak tak się to czyta, to trochę tej zagubionej kreatywności dziewczyn z epoki analogu szkoda.

Czytelniczka, której zachciałoby się podejść do Zatańcz... z pozycji tradycyjnej moralności, zyska w Alabamie/Zeldzie potwierdzenie tego, że majstrowanie przy koncepcji monogamicznego małżeństwa to nic dobrego. Alabama ewidentnie stara się być kobietą wyzwoloną, a jej związek z Davidem miejscami wygląda na „otwarty”. I co? I widać, że Alabamę totalnie niszczy to psychicznie, generalnie łzy, frustracja i urażona ambicja, podczas gdy David wydaje się raczej emocjonalnie zdystansowany. Chociaż inna sprawa, że Zatańcz... bardziej koncentruje się na jego zewnętrznych reakcjach typu wybuchy gniewu, z pominięciem wewnętrznych przeżyć.

Ważne miejsce w książce zajmuje wątek pasji Alabamy do nauki tańca baletowego. I to jest bardzo smutny wątek, bo przebija z niego takie przeświadczenie, że kiedy kobieta oddaje się działalności artystycznej, to fakt, może ją to ożywić, wypełnić jakąś pustkę czy dostarczyć ekscytacji. Jednak te wszystkie dobre rzeczy dzieją się kosztem życia rodzinnego, wbrew domownikom, wręcz nawet powiązane są z jakąś wrogością wobec nich, i w zasadzie ostatecznie albo trzeba wybrać – rodzina czy pasja – albo wyboru dokona samo życie. (Tak mówi ta książka, nie ja.)

Zatańcz ze mną ostatni walc bardzo interesująco się kończy. Nie mogę oczywiście powiedzieć, jak, ale to jest całkiem niepowieściowe, to jest nieliniowe, to może wywołać bardzo fajne czytelnicze wrażenia, warto dotrwać do końca, żeby się dowiedzieć. Powiedziałabym, że chyba zagrał tu fakt, że powieść jest biograficzna, bo człowiek by czegoś takiego sam nie wymyślił. Chociaż z drugiej strony, kiedy pomyśleć o tym, jak się ta historia rozegrała naprawdę, to też... Cóż, sami zobaczycie.

Nie podejmę się oceny języka w tej powieści. Wspomniany już niejaki Moore we wstępie gani Zeldę za relatywnie słaby warsztat i językową manierę, chociaż dodaje, że gdzieś w jednej trzeciej książki trochę się wyrabia. A mnie jest trudno sformułować własną opinię, bo miałam dostęp jedynie do polskiego tłumaczenia. Pewne rzeczy widać i tak – jak wspomniałam wcześniej, spodobała mi się kreatywność w formułowaniu myśli i osobliwe skojarzenia. Zdarzały się momenty stylistycznie niezręczne, ale tutaj nie mogę mieć pewności, w którym miejscu na linii autorka – redakcja – przekład zabrakło czegoś istotnego. Prawdę mówiąc, nawet jeśli wyjściowy angielski był bardzo zły, nie wiem, czy w jakimkolwiek przekładzie, który nie byłby przekładem polemicznym, zostawiłabym świadomie takie zdania jak „Wolne chwile Alabamy charakteryzowały się bólem mięśni i najchętniej spędzała je w domu” (s. 194) czy „Pracowała w szarym mroku studia i czuła się bardzo profesjonalnie w niewygodzie nieogrzewanego miejsca” (s. 202).

A tak całkiem na marginesie, urzekło mnie jeszcze to, że córka państwa Knight miała nianię „posługującą się staroangielskim” (też str. 202). Tu też nie wiem, czy to kwiatek autorstwa samej Zeldy, czy wyszło gdzieś dalej w procesie redakcyjnym, ale, afæstla, gdyby dane mi było kiedyś zatrudniać nianię, przemożnie ucieszyłabym się, gdyby okazała się native speakerką odmiany angielszczyzny używanej przed rokiem 1066. Chociaż fakt, że taka niania byłaby bardziej przydatna mnie i naukom humanistycznym, niż jakimkolwiek dzieciom.

Wyzłośliwiam się, ale ogólnie rzecz biorąc, Zatańcz ze mną ostatni walc to książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć, jeśli lubi się dwudziestolecie międzywojenne, jest się choć trochę zainteresowanym historią pp. Fitzgeraldów, ewentualnie śledzi się tzw. pisarstwo kobiece, obojętnie z której flanki. Smutnawa, ciepła, napisana osobliwym językiem, przy tym – pomimo dramatyzmu wydarzeń – jednak w miarę spokojna i pozytywna. To jest zresztą trochę podejrzane. Alabama/Zelda jest opisana jako w gruncie rzeczy dość sympatyczna osoba, z którą, na to wygląda, wszystko jest z grubsza w porządku, która stara się raczej postępować (według swoich norm) etycznie i robić dobre wrażenie, a na wszelakie problemy, które ją dotykają, zawsze znajduje się w końcu jakaś rada. Ogólnie rzecz biorąc – ona sama jest fajna i ze spotykającymi ją zdarzeniami też nie ma dramatu. Tylko że z jakiegoś powodu ta wersja wydarzeń nie budzi zaufania. To wrażenie pogłębia się – słusznie lub nie – po przeczytaniu wersji wydarzeń autorstwa jej męża. Ale o tym, jak się uda, napiszę za tydzień.


1 Fitzgerald, Zelda. 2014 [1932]. Zatańcz ze mną ostatni walc [Save me the waltz]. Tłumaczenie: Katarzyna Janusik. Bielsko-Biała: Pascal, 50.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz