30 listopada miał premierę krótkometrażowy filmik fantastyczny pt. Smok w reżyserii Tomasza Bagińskiego. Kto jeszcze nie miał okazji, może go sobie zobaczyć tutaj – dajcie szansę, to tylko 13 minut, będziecie wiedzieli, o czym piszę. Tym bardziej, że sadzę w tej notce spoiler za spoilerem.
Cóż
mogę powiedzieć? Fajny statek i sympatyczne roboty, fabuła
prościutka, gdzieniegdzie jakby niedopracowana, a gdzieniegdzie
okraszona kuriozalnymi pomysłami. Generalnie, filmik spłynąłby po
mnie jak woda po kaczce, gdyby nie to, że Łaku
w fejsowym wpisie wywołał temat sposobu
przedstawienia w Smoku
postaci kobiecych.
Wpis jest w statusie dla znajomych, cytuję za zgodą autora:
Obejrzałem
"Smoka", Bagiński dostarcza sporo zabawy. Nawet nie wiem
czy nad takim pół serio szortem pochylać się z jakimiś
serjaśnymi uwagami ale leży sposób prezentowania kobiecych postaci
- albo są przechwytywaną nagrodą dla obu stron, albo nadtroskliwą
i nie do końca zorientowaną mamą protagonisty. Bo i po co
pokazywać że się pogrywa z legendą i z smoka robi terroryste w
wunderwaffe skoro tak naprawdę się z nią nie pogrywa. Razi
zwłaszcza ta inspiracja "Ghost in the Shell", gdzie
przecież (chyba w serialu), pada bardzo fajne pytanie do głównej
bohaterki-cyborga spod znaku - możesz mieć każde ciało, dlaczego
zostałaś przy kobiecym? A tutaj mamy sprowadzenie całości do
high-techowej owcy wypchanej siarką i smołą. (…)
(Łaku na swym profilu na Facebooku, 30.11.2015r.)
(Łaku na swym profilu na Facebooku, 30.11.2015r.)
Ghost
in the Shell
nie oglądałam – wygląda na to, że rzeczywiście Bagiński
zepsuł ciekawy intertekstualny motyw i strywializował, sądząc po
przytoczonym zdaniu, fajny sposób spojrzenia na kobiecość. Co do
pozostałych rzeczy, to
poczułam
się na tyle zaintrygowana, że obejrzałam
Smoka
jeszcze raz, skupiając się właśnie na wizerunku kobiet.
Poniżej
subiektywne wnioski.
Ton lekko polemiczny nie odnosi się do wpisu Łaka (któremu jestem
generalnie wdzięczna za inspirację do zabawy w taką analizę i
zapodanie motywu z Ghost
in the Shell),
ale wynika z mojego ogólnie przekornego nastawienia do tematu
przedstawiania kobiet w kulturze.
Rzeczywiście,
sporo (chociaż nie wszystkie – o tym za chwilę) scen
ze Smoka z
udziałem kobiet pokazuje bohaterki stereotypowo:
kobieta bajerowana przez mężczyznę, bezwolnie przezeń
uprowadzona, czy też naiwnie zatroskana o swoje dziecko. Mam jednak
wrażenie, że stereotypizacji
poddane są w tym filmie wszystkie postaci.
Stereotypowo, przy użyciu
wyświechtanych klisz pokazani są
mężczyźni (macho –
Kamczatkow, rycerz na białym koniu – Janek), przedstawiciele
władz (oczywiście
nieskuteczni i biorący łapówki), dziennikarze
(koniecznie wścibscy i zadające debilne pytania), paneliści
w TV (wiadomo, nic
mądrego nie powiedzą, tylko się pokłócą), Rosjanie
(Kamczatkow jako muzykalny brutal-romantyk), czy krakowianie
(ich główną motywacją, by w ogóle wyjść z domu, jest zakup
precli, vide 7:10).
Taki sposób pokazania
postaci jest strasznie dziwny,
bo sugerowałby, że Smok to
jakaś komedia
charakterów, co jest
nieprawdą, bo to przecież film(ik) akcji i komediowo przerysowani
bohaterowie gryzą się z konwencją. Zamiast śmiesznie, jest zatem
kuriozalnie, a dla widzów wrażliwych na stereotypy – potencjalnie
krzywdząco.
To,
że w kwestii stereotypów kobiety nie są, moim zdaniem,
przedstawione w Smoku gorzej od innych grup bohaterów, nie
znaczy, że nie ma w filmie scen, gdzie żeńskie bohaterki
są źle traktowane. Niektóre
momenty wywołały na mnie naprawdę przykre wrażenie. Zrobiło
mi się niemiło, kiedy Kamczatkow pogardliwie
wziął pod brodę Olę, gdy ta próbowała go atakować
(6:25). Komentarz z Internetu z 7:10 o tym, że porwanym
dziewczynom się należało, to chamski victim blaming, a
rada, by kobiety nie wychodziły w ogóle z domów, by ustrzec
się porwania – protekcjonalność i niemiłe ograniczenie
wolności. Co prawda nie rozumiem feministycznego hejtu na
komplementowanie kobiet, nawet w sytuacjach nieadekwatnych, ale
telewizyjny komentarz z 11:51 na
temat dopiero co wyswobodzonych ofiar porwania,
informujący, że „wyglądają ślicznie” zrobił na mnie
dość mroczne wrażenie: naprawdę, w sytuacji potencjalnego
zagrożenia życia ważniejsze są inne rzeczy. A następujące zaraz
potem pytanie dziennikarza do jednej z ofiar (11:52), czy
Kamczatkow był „oziębły” i miał „nieświeży oddech”,
to już w ogóle mrok. Wprawdzie wszelakie przesłanki wskazują na
to, że Smok nie dopuszczał się na swoich więźniarkach żadnych
aktów przemocy, w tym seksualnej (nie ma takich scen w filmie a
dziewczyny po wyjściu z niewoli nie wyglądają na straumatyzowane),
jednak skoro dziennikarz tak pyta, to zapewne sam uznaje, że
przemoc seksualna jednak była, a w takim przypadku są to dość
ohydne żarty.
W tym
momencie nasuwa mi się jednak pytanie – i co z tego, że źle
się czuję, oglądając te sceny? Na pewno te ordynarne
zachowania bohaterów świadczą jakoś o nich samych i przyczyniają
się do ich charakterystyki – możemy sklasyfikować
internautów ze Smoka jako prymitywów, a dziennikarza –
jako pozbawionego empatii idiotę. O samych bohaterkach-kobietach
te akurat momenty filmu mówią niewiele. Osoba wierząca w to,
że poprzez teksty kultury można i należy wychowywać
społeczeństwo, może tu rzeczywiście znaleźć garść
niewychowawczych przykładów. Ja akurat w tę wychowawczą rolę nie
wierzę, więc powyższe swoje wrażenia odbieram po prostu na
zasadzie „OK, ten utwór wywołał we mnie takie i takie emocje”.
Zresztą
nawet jeśli by potraktować sztukę filmową jako potencjalny oręż
do walki z nierównością płci, to Smok nie
pokazuje kobiet wyłącznie jako słabych, biernych dam w opałach.
OK, główne wątki – porwanie głównej bohaterki, dziewczyny
więzione przez Kamczatkowa czy kobieta-cyborg, która nic nie robi –
rzeczywiście pokazują kobiety jako postaci pasywne. Ale jest też
sporo motywów, gdzie zaakcentowana jest siła kobiet i ich status
równy męskiemu.
Rozumiem,
na ten przykład, że postać mamy Janka nie kojarzy się z
emancypacją, bo to taka stereotypowa mama. Z drugiej jednak strony,
ma ona przemożny wpływ na syna (funkcja „Kontrola rodzicielska”
w komputerze; telefon podczas akcji z cyborgiem), więc nawet jeśli
jest stereotypowa, to jednak jednocześnie silna i mająca
kontrolę.
Poza
tym, kobiece bohaterki Smoka nie są ciągle sztampowo słodkie
i miłe – są w filmie sceny, gdzie okazują złość, używają
mocnego języka, a nawet przemocy: Ola, która ostatecznie daje
się udobruchać, ale jednak reaguje gniewem, kiedy Janek ją filmuje
(1:26); internautka Kasia Kowalskia [sic!] z 5:46, ucinająca
seksistowskie komentarze na temat porwanych dziewczyn słowami „Co
ty p******lisz gościu?!”, znów Ola, rzucająca się z pięściami
na Kamczatkowa (6:25), czy też jedna z uwięzionych dziewczyn
fizycznie atakująca wścibskiego dziennikarza (11:53).
Szczególnie
ciekawa jest postać panelistki z telewizyjnej debaty (3:59).
Już przez sam fakt, że w takim panelu bierze udział kobieta, robi
się bardziej równościowo, niż w realu, gdzie często słychać
narzekania, że do programów politycznych są zapraszani praktycznie
tylko politycy-mężczyźni. A w Smoku kobieta-panelistka nie
dość, że jest, to jeszcze wykazuje się największą
stanowczością: po jakimś czasie niemrawej pogawędki na wizji,
to ona nadaje ton, pytając surowo: „Jak można dogadać się z
gangsterem?” (4:12), a kiedy pozostali rozmówcy – mężczyźni
– nadal nie wykazują chęci do konstruktywnej dyskusji,
energicznie opuszcza studio (4:26).
Wątek
romantyczno-ratunkowy między Jankiem a Olą istotnie jest
stereotypowy, ale Ola wykazuje inicjatywę, sama przysiadając
się do Janka w 12:24 i dopominając o obiecane kino. Poza tym na
początku filmu (1:05) widzimy ją, jak gra w kosza w mieszanym
składzie, więc można wnioskować, że i krzepę fizyczną ma
nie gorszą od facetów.
Co do
równouprawnienia obyczajowego, to warto zauważyć, że
dwuznaczne fotki robi w
Smoku nie
tylko bohater męski bohaterce żeńskiej (Janek fotografujący
Olę), ale i bohaterka żeńska bohaterom męskim (Pinky
Dragonetta robiąca zdjęcia skaterom w 1:00). W tej kwestii jest
więc jeden do jednego. Przyznam się, że sama nie wiem, co w
kwestii obyczajowości myśleć o fascynacji Kamczatkowem, jaką
przejawia Pinky Dragonetta i internautka Dominica (ta ostatnia w
bardzo bezpośredni sposób, słowami „Bierz mnie, Smoku!!!” w
7:09). Bo z jednej strony jest to takie wiernopoddańcze i tak
naprawdę stereotypowe, ale z drugiej – no, mówią jednak
dziewczyny, czego chcą, prawda?
A, no
i nie żeby akurat mnie te wszystkie powyższe rzeczy, jako
odbiorczynię, ziębiły czy grzały – pozbierałam je tylko po to, by
pokazać, że bohaterki Smoka
to jednak nie
stuprocentowe ciepłe kluchy i pewne cechy stockowej Silnej
Postaci Kobiecej można u nich znaleźć.
A
część z przedstawień kobiet i
tematów okołokobiecych w Smoku,
pomimo pewnej kontrowersyjności, po prostu mi się spodobała. To
cukierkowe, przerysowane zauroczenie Oli i Janka, z tymi ich
uśmiechami i zacukaniem, oglądało mi się uroczo, wprost
proporcjonalnie do tego, jak bardzo jest zapewne od czapy
psychologicznie (no bo kto się jeszcze dzisiaj potrafi tak cieszyć
drugą osobą i się tego nie wstydzić, no kto?). Nie ruszył mnie
negatywnie motyw z filmowaniem i to, że Ola uznała je za
komplement – ostatecznie, chodziło o zupełnie jawną sytuację w
miejscu publicznym a Janek nie miał złych zamiarów. I motyw z mamą
cieszącą się, że syn ogląda zdjęcia (ubranych!)
dziewczyn a nie robotów, choć głupawy i moralnie wątpliwy,
też ma jeden pozytywny aspekt. Przecież samotność i ucieczka w
technologię to też poważny problem społeczny. Może mama
Janka, przypominając synowi w taki, nieco koszarowy sposób, że
ludzie są jednak ważniejsi niż przedmioty, przed czymś – na
przykład taką właśnie samotnością i ucieczką – go uratowała?
Podsumowując,
wrażenia co do wizerunku kobiet w Smoku mam
mieszane, ale bardziej pozytywne, niż negatywne. Pewnie
częściowo powodem są moje osobiste popkulturowe preferencje –
niespecjalnie rusza mnie kult silnych bohaterek i odwracania
tradycyjnych ról genderowych wszędzie, gdzie się da. Ale nawet
pomijając to, myślę że taki właśnie sposób przedstawienia
kobiet – zresztą, po dokładniejszym przyjrzeniu się, nie
taki jednoznacznie stereotypowy – po prostu pasuje do stylistyki
filmu i – szerzej – cyklu Legendy polskie.
Po obejrzeniu drugiego filmu z cyklu – Twardowskyego –
zdałam sobie sprawę, że
przaśność, która
wychodziła tu i ówdzie w kreacji postaci kobiecych w Smoku,
to – stety bądź niestety – klamra kompozycyjna obu
filmów. W Smoku
mamy przaśnie przedstawione i przaśnie traktowane kobiety, a w
Twardowskym główny bohater urządza w statku
kosmicznym ołtarzyk z kibolskimi gadżetami i wykazuje się
stereotypowo polskim cwaniactwem i niesubordynacją. Może zatem
klisze w przedstawianiu i traktowaniu kobiet, w jakie na
pierwszy rzut oka obfituje Smok, można
odczytać również na zasadzie satyry na seksizm jako jeszcze
jedną naszą narodową przywarę?
P.S. W grudniowym Regularniku Drugiej Ery moja recenzja Antipolis Tomasza Fijałkowskiego, a konkretnie m.in. dlaczego Antipolis jest fajną opowieścią o apokalipsie (bo są tam kawiarenki i kamieniczki) a Mad Max niefajną (bo brudno, obskurnie i dużo rdzy). Innymi słowy, porcelana level hard. Zapraszam!
P.S. W grudniowym Regularniku Drugiej Ery moja recenzja Antipolis Tomasza Fijałkowskiego, a konkretnie m.in. dlaczego Antipolis jest fajną opowieścią o apokalipsie (bo są tam kawiarenki i kamieniczki) a Mad Max niefajną (bo brudno, obskurnie i dużo rdzy). Innymi słowy, porcelana level hard. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz