Kolejna
książka na fali nadrabiania polskiego głównego nurtu. Niestety,
„Chłopaki nie płaczą” Vargi wydaje się potwierdzać negatywne
stereotypy, jakie wielbiciele fantastyki i innych powieści „z
akcją” mają o mainstreamie. Jak podsumowuje ją Andrzej Stasiuk w
blurbie, jest to książka „[g]łównie o piciu i spędzaniu
czasu”.
Stasiuk
pisze to w sensie pozytywnym, chwaląc styl i sugestywność
opowieści, ale stereotyp jednak się potwierdza. Powieść Vargi to
nieustrukturyzowany, ewidentnie mocno biografizujący strumień
świadomości, opowiadający o alkoholowych, gastronomicznych,
imprezowych, erotycznych, samochodowych, kempingowych, muzycznych i
niekiedy intelektualnych przygodach grupki przedstawicieli polskiej
kontrkultury z lat 80-tych i 90-tych.
Skoro
Stasiuk docenia, to pewnie można znaleźć tam to i owo. Wielbiciele
autorskiej wyobraźni, ciekawych sensorycznie obrazów, dążących
dokądkolwiek fabuł czy eksploracji inności (w sensie
czegokolwiek dziejącego się poza obrębem głowy autora
wewnętrznego, ewentualnie jego znajomych) nie znajdą tu jednak, jak
łatwo się domyślić, paliwa dla swoich fascynacji.
Stasiuk
we wspomnianym blurbie zachwala, że „Chłopaki nie płaczą”
cechują się dobrej jakości chuligańsko-balladową stylistyką.
Muniek Staszczyk, w drugim blurbie, docenia powieść za
pokoleniowość i odmalowanie ówczesnej Warszawy.
Co
do tego pierwszego – OK. Wprawdzie powieść Vargi wywołała we
mnie wrażenie, jakie miewają niektórzy odbiorcy sztuki
współczesnej – na zasadzie „takie coś napisać to i ja
potrafię” – ale w sumie napisać o tym, że się piło albo
pojechało na wycieczkę do domków letniskowych też przecież
trzeba umieć, prawda? Żeby wątki się domykały, stylistyka
nie zgrzytała, a czasami i jakieś nawiązanie kulturowe wpadło. W
ilu pijackich opowieściach, których mieliście okazję wysłuchać,
jednak brakowało tego „czegoś”, pointa była od czapy a
ostateczny efekt – zepsuty jakimś zbyt często powtarzanym
powiedzonkiem opowiadającego? A tu – wszystko ładnie i składnie.
Więc chyba tego Vargę docenić trzeba. Prawda...?
Co
do drugiej laudacji, tej Muńka Staszczyka – przypuszczam, że
pokoleniowość tej powieści docenią czytelnicy nastawieni
socjologicznie, ewentualnie ci, którym pokolenie młodych dorosłych
z owej epoki z jakiegoś powodu leży na sercu. Mnie nasuwa się w
tym temacie jeden wniosek – powieść brzydko zestarzała się
pod względem etyki, a konkretnie obyczajów miłosnych i
gastronomicznych. „Chłopaki nie płaczą” to kolejny
przykład na to, że atrakcyjność grzechu ma krótką datę
ważności. W czasie powstawania książki opisy objadania się –
przy okazji wszelakich grilli i domówek – dużymi ilościami
tłustego mięsa, czy też obcowania z dużą liczbą przypadkowo
poznanych kobiet, zazwyczaj traktowanych przedmiotowo i obdarzanych
obraźliwymi komentarzami – musiały wydawać się w jakiś sposób
atrakcyjne.
Obecnie w negatywnej ocenie takich poczynań bohaterów spotyka się etyka chrześcijańska (swoją drogą, temat grzechu obżarstwa jakoś nam ostatnio umyka) i bardziej doraźne trendy na bycie fit czy antyseksizm i hiperkonsensualność. Teoretycznie, „Chłopaki nie płaczą” nie powinna się obecnie podobać absolutnie nikomu. Ciekawe, czego my, obywatele tej dekady, będziemy się na podobnej zasadzie wstydzić w swoim zachowaniu, gdy znów pozmieniają się obyczajowe tendencje.
Obecnie w negatywnej ocenie takich poczynań bohaterów spotyka się etyka chrześcijańska (swoją drogą, temat grzechu obżarstwa jakoś nam ostatnio umyka) i bardziej doraźne trendy na bycie fit czy antyseksizm i hiperkonsensualność. Teoretycznie, „Chłopaki nie płaczą” nie powinna się obecnie podobać absolutnie nikomu. Ciekawe, czego my, obywatele tej dekady, będziemy się na podobnej zasadzie wstydzić w swoim zachowaniu, gdy znów pozmieniają się obyczajowe tendencje.
Z
internetowych recenzji wynika, że ludzie zazwyczaj czytają
„Chłopaki nie płaczą” jako lekką powieść rozrywkową. Cóż,
jako odmóżdżacz czy guilty pleasure faktycznie może się dla
niektórych czytelników sprawdzić. Tropiciele piękna czy duchowej
pożywki mogą odczuć większy niedosyt. Chociaż jest w powieści
Vargi jeden motyw, gdzie prześwituje jakiś tam promyk światła,
jakaś metafizyka: tam, gdzie narrator, wspominając wybryki
młodości, rzuca uwagi – jak w „Filandii” Świetlickiego –
że takich imprez czy pomysłów już nie będzie, że to wszystko
już na zawsze minęło. Ten motyw musiał być jakoś odautorsko
ważny dla całości książki, bo przecież odwołuje się do niego
sam jej tytuł.
I
chociaż to, co narrator tak nostalgicznie wspomina, jest, jak
pisałam, nierzadko obrzydliwe, to samo to uczucie tęsknoty wydaje
się jakoś zaskakująco czyste, piękniejsze od całej reszty. Mam
intuicję, na niwie literackiej mocno napędzaną Tolkienem, że jak
człowiek zaczyna tęsknić i nie wie do końca, za czym, to może go
to wywieść w dość niespodziewane – i niespodziewanie dobre –
rejony. I to właśnie, ta niesprecyzowana tęsknota, trochę to
Varga-versum w moich oczach ratuje.
Varga,
Krzysztof. 1998. Chłopaki nie płaczą. Warszawa:
Lampa i Iskra Boża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz