Od
wczoraj fazuję na autotematyczną piosenkę Scatman Scatmana
Johna. To oczywiście jeden z czołowych szlagierów z dzieciństwa,
ale ja nie mam nostalgicznej natury, więc nie o to chodzi: zachciało mi
się tej piosenki ot tak, melodycznie. Odsłuchałam – faktycznie,
tego było mi trzeba – po czym stwierdziłam, że sprawdzę gościa
w Wikipedii, bo jedyne, co mi się z nim kojarzyło, to fakt
przynależenia do zakazanego, mrocznego świata młodzieżowej
popkultury, który eksplorowali starsi koledzy i koleżanki z
podstawówki, a na który ja byłam podówczas za młoda.
W
kontekście mrocznej popkultury zaskoczył mnie fakt, że Scatman
John karierę muzyczną zaczął tak naprawdę od grzeczniusiego
jazzu a jego ksywa i styl wokalu wywodzi się z odmiany wokalistyki
jazzowej o nazwie scat.
Aha, i wygląda na to, że i image Scatmana – wąs, melonik i ubiór
semiformal – to nie była jakaś mroczna potrójna ironia
zblazowanego popkulturysty, jak przeczuwałam w dzieciństwie, ale
strój noszony na serio, wynikający z faktu, że facet był
jazzmanem rocznik tysiąc dziewięćset czterdzieści dwa.
Sama
piosenka wzięła się stąd, że Scatman – oryginalnie John Larkin
– ponoć masakrycznie się jąkał. Jak podaje Wiki, miał przez to
bardzo trudne dzieciństwo i dopiero nauka gry na pianinie, a potem
wokalu scat, pozwoliły
mu na jako taką autoekspresję. Gwiazdą pop stał się jednak
dopiero w 1995r., w wieku 53 lat: jego agent miał pomysł na
połączenie scat z
elementami dance i hip-hopu, jednak Larkin bał się, że publika
odrzuci go przez jego jąkanie. Ostatecznie jego żona Judy – którą
poślubił rok wcześniej – poradziła mu, by opowiedział o
jąkaniu bezpośrednio w swojej muzyce.
I
tak w Scatmanie mamy:
Każdy
się jąka w ten czy inny sposób,
więc
oto wiadomość dla ciebie:
nie
pozwól, by cię to powstrzymało
jeśli
Scatman tak może, możesz i ty.
Wszyscy
mówią, że Scatman się jąka,
ale
nigdy wtedy, gdy śpiewa,
choć
nie wiesz jednego – powiem ci to teraz
– jąkanie
i scat to to samo...
Jestem
Scatman.
A
potem jeszcze coś takiego – to już nie jest o jąkaniu, ale za to
jakoś złapało mnie za serce:
Wiem,
że pytacie, co oznacza scat,
cóż,
jestem uczonym i powiem wam tak:
gdy
wy jeszcze śpicie, święci płaczą,
bo
to, co zwiecie martwym,
nie
miało jeszcze nawet szans przyjść na świat,
Jestem
Scatman.
W
1998 roku – ledwie trzy lata po popowym debiucie – u Scatmana
zdiagnozowano raka płuc. Wbrew sugestiom lekarzy, kontynuował
działalność muzyczną, póki podczas koncertu w listopadzie 1999r.
nie zasłabł na scenie (początkowo widzowie myśleli, że to
fragment show). Pomimo cierpienia w ostatnich dniach życia, Larkin
podsumował je tak: „Akceptuję wszystko, cokolwiek zrządzi Bóg...
Miałem wspaniałe życie. Zakosztowałem piękna”. Zmarł w
grudniu 1999 r. w swoim domu, w wieku 57 lat, przeżyły go jego żona
i matka.
Aha,
i jeszcze to: w intro do jego innej piosenki, Scatman's world, facet udający
dziennikarza stoi u wrót tytułowego świata Scatmana i raportuje,
że ludzie powracający zeń mają na twarzach ekstatyczny uśmiech
albo wyraz nieskażonej niewinności jak u nowonarodzonego dziecka.
Jako że sama piosenka i teledysk mają przekaz czysto utopijny, nie
zaś np. nawiązujący do dragów czy innych szemranych środków
wspomagających eskapizm, odbiorcy popkultury szukający enklaw braku
ironii mają potencjany okazik do kolekcji. Poza tym w piosence
występuje charakterystyczna dla lat 90-tych forma antyrasizmu, za
którą bardzo tęsknię (kolor skóry jest nieważny, należy
patrzać w duszę), a w 3:26 wizjonerski twórca teledysku umieszcza
barszcz Sosnowskiego na wiele lat przed tym, jak stał się modny.
Czego chcieć więcej?
Intelektualnymi
fundatorami niniejszego wpisu są Wiki oraz pięknie wyśmiana przez
Jerzego Jarniewicza tendencja Polaków do „upiększania”
przekładanych tekstów. Nie chciało mi się robić researchu,
chciałam opowiedzieć Wam ładną historię.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zainteresował Cię ten - nieco w kulturze zapomniany od lat 90-tych - temat. Pozdrowienia!
Usuń